W przeciągu ostatnich kilku dni intensywnie rosły ceny miedzi, niklu i aluminium. Metale te zyskały po tym, gdy ogłoszono najnowsze restrykcje na ich dostawy z Rosji.
Przed weekendem dość niespodziewanie – bo po miesiącach braku konkretów w tym temacie – nałożono nowe sankcje na Rosję. USA oraz Wielka Brytania objęły mianowicie restrykcjami rosyjskie metale nieżelazne oraz handel nimi. Ma to o tyle znacznie, że rosyjskie podmioty w tej branży powiązane z Kremlem (innych nie ma) są jednymi ze znaczących ich dostawców na rynki światowe,
Konkretnie chodzi o wspomniane miedz, nikiel i aluminium, wyprodukowane po 13 kwietnia bieżącego roku. Sankcje wzbraniają dostarczać te metale na dominujące giełdy metali na świecie, czyli London Metal Exchange oraz Chicago Mercantile Exchange. W przypadku Stanów Zjednoczonych ma do tego także dojść fizyczny zakaz importu owych surowców z Rosji.
Metale okrężną drogą płynące
Mimo to restrykcje te mogą jednak zostać przez Rosjan odczute. Powyższe giełdy pełnią bowiem rolę forów handlowych, na których ustalane są bieżące ceny tych surowców.
Naturalnie, sam zakaz dostaw na giełdy nie sprawi, że rosyjskie metale przestaną być eksportowane. Daleka większość światowych dostaw metalicznych kopalin w ogóle nie trafia na giełdy, trafiając z huty bezpośrednio do odbiorcy, który je zamówił. Nie taki zresztą, jak się wydaje, jest ich cel.
Mają one natomiast utrudnić handel nimi – a dokładniej sprawić, by wspierające rosyjską agresję podmioty surowcowe zmuszone były eksportować oferowane przez siebie metale za pomocą rozmaitych sieci pośredników i pokątnych brokerów. To bowiem wymusza oddanie owym pośrednikom w ramach wynagrodzenia określonego procentu utargu.
A co za tym idzie, zmniejsza finalny zysk rosyjskich firm, i pośrednio także Kremla.
Krok w tył, dwa kroku w przód
Nieprzewidzianym (czyżby?) efektem były natomiast gwałtowne wzrosty cen tych metali. Nie spodziewano ich się z tego względu, że Stany Zjednoczone już teraz niemal nie importują rosyjskich metali kolorowych, toteż nie powinno być przy tej okazji szoku podażowego.
Z kolei w Chinach notowane mają być względnie stałe dostawy rosyjskich surowców, i nie spodziewano się tam z kolei ich gwałtownego zwiększenia. Ogółem natomiast, w ujęciu światowym, sankcje te nie miały mieć wielkiego wpływu na całkowitą podaż.
Rosja odpowiadać ma za 4% światowych dostaw miedzi, 6% niklu oraz 5% aluminium.
Mimo to w niedzielę, po ogłoszeniu decyzji o restrykcjach, doszło do gwałtownych wzrostów ich kursów.
Na początku tygodnia z kolei doszło do odbicia i spadków częściowo niwelujących raptowne wzrosty. Mimo to, od początku roku, wszystkie trzy wspomniane metale utrzymują konsekwentny trend wzrostowy. Może to oczywiście ulec zmianie, ale – jak należy się spodziewać – raczej w dłuższej perspektywie.
Mogłoby do tego dojść, gdyby na już obowiązujące restrykcje w dostępie do technologii wydobywczych dla podmiotów rosyjskich nałożyło się trwalsze zmniejszenie marginesu ich zyskowności. Potencjalnie mogłyby one wówczas mieć problem z dokonywaniem niezbędnych inwestycji w celu podtrzymywania skali wydobycia. A co za tym idzie, jego zmniejszeniem oraz redukcją podaży na rynki światowe.
Nie jest to jedyna osobliwość na rynku metali w ostatnim czasie, choć zapewne ta o potencjalnie największym znaczeniu politycznym i międzynarodowym.