Członkowie wietnamskiego Zgromadzenia Narodowego wyrażają zaniepokojenie rynkiem złota w kraju. Rynek ten ma być bowiem do szczętu zepsuty przez uciążliwy monopol banku centralnego (oczywiście, wypowiadają to dużo, dużo oględniejszymi słowy). Skutki są oczywiste – braki złota oraz ceny dalece przekraczające poziom światowy. Kto mógłby przewidzieć, że coś takiego się stanie?
W systemach totalitarnych niejednokrotnie okazuje się, że najbardziej nieprawomyślną opinią jest stwierdzenie oczywistej prawdy. I tak też może być w tym przypadku. Sherlocki ze Zgromadzenia dostrzegły bowiem jakże ulotny, filozoficzny fakt, że stalinowski styl „zarządzania” gospodarką – w tym przypadku rynkiem złota – jest cokolwiek szkodliwy. Kto by pomyślał?
Zobacz też: Kryptowalutowi „spekulanci” przyczyną problemów finansowych Chin – czyli nihil novi sub tyrannis
Dla dobra rynku – zdusimy rynek
Złoto bowiem, jak wspomniano, jest w Wietnamie zawłaszczone przez państwo jako dobro stanowiące jego wyłączną gestię. Całkowity monopol na handel, rafinację oraz import i ewentualny eksport ma Państwowy Bank Wietnamu. Bank zarządza tą sferą z efektywnością typową dla monopolistycznej biurokracji w systemie socjalistycznym.
Dostęp do złota w większych ilościach dostępny jest wyłącznie dla firm, które przejdą biurokratyczną mordęgę wnioskowania do Banku o jego sprzedaż, a następnie łaskawie otrzymają uznaniową zgodę urzędników tego ostatniego. Oczywiście po cenach socjalistycznych, nie rynkowych. Co więcej, zamordyzm monopolizacji dotyczy nie tylko złota inwestycyjnego, ale nawet biżuterii. Kontrolę nad rynkiem tejże zastrzeżono dla państwowego (i równie efektywnego) molocha, Saigon Jewelry Company.
Oficjalnym uzasadnieniem przepisów narzucających monopol, wprowadzonego w 2012 roku, jest „dążenie do stabilizacji cen złota i walut”. Komunistyczne władze wychodzą tu z typowego założenia że receptą na problemy socjalizmu jest więcej socjalizmu. W efekcie, jak nietrudno się domyślić, ceny te są w Wietnamie bardziej niestabilne niż na rynkach światowych. I o wiele wyższe.
Zobacz też: Scytyjskie złoto z Ukrainy „odnalazło się” w Hiszpanii. Antyczne artefakty skonfiskowane przez policję
Praw fizyki nie oszukasz
Oczywiście na wszystkim można zarobić, również na wysokich cenach złota. Fakt ten ludność Wietnamu dostrzega i szeroko korzysta zeń, lokując swoje oszczędności w złocie. Przechowuje je prywatnie, ignorując banki, co nie tylko jest bardziej opłacalne finansowo, ale też sprawia, że środki wymykają się bankom i rządowi spod kontroli.
Co więcej, obserwowane jest zjawisko narastającego preferowania przyjmowania płatności w niewielkich ilościach kruszcu, zamiast dong, miejscowej waluty. Ta ostatnia jest równie wiarygodna do władze, co tym bardziej zachęca do alternatywnych środków płatności. I to właśnie ten ostatni pseudo-problem, podmywający wartość rządowych papierków dłużnych, wywołał zaniepokojenie deputowanych, nie fakt wysokich cen złota dla indywidualnego człowieka.
Postulowali oni w związku z tym otworzenie krajowej giełdy złota, zezwolenie na import przez prywatne firmy oraz emisję złotych obligacji przez rząd. Wszystko to ma jednak służyć nie zwiększeniu dostępności kruszcu dla ludności, ale wprost przeciwnie – chodzi o to, by „zmobilizować” zasoby złota obywateli do dyspozycji systemu bankowego, co z kolei miałoby przyczynić się do „zwiększenia transparentności”.
Innymi słowy – władza, dostrzegając, że jej własna chciwość i arogancja sprawiły, że ludzie gromadzą swoje oszczędności poza jej zasięgiem, chce z powrotem ściągnąć te środki pod swoją kontrolę.
Zobacz też: Powrót złotego dinara? Pieniądz kruszcowy w Malezji na drodze do obrotu
Co wolno wojewodzie
Odrębną sprawą jest, skąd pochodzą te wezwania. Fakt, że członkowie parlamentu krytykują jakieś zjawisko, w przypadku Wietnamu należy do bardzo nietypowych. Jest to bowiem w dalszym ciągu kraj socjalistyczny, politycznie będący tzw. „republiką jednopartyjną”. Innymi słowy – komunistyczną despotią.
Co więcej, pomimo pewnych rynkowych zmian, w Wietnamie nigdy nie przeprowadzono reform na miarę tych, które Deng Xiaoping przeforsował w Chinach, zaś kanony socjalizmu są tam traktowane dalece poważniej niż u północnego sąsiada. Ze wszystkimi tego szkodliwymi i patologicznymi konsekwencjami.
Osoby wyrażające publicznie krytykę jakiegoś problemu najpewniej mają w takim razie tzw. plecy w partii, lub choć w której z jej frakcji. Normalni ludzie bowiem za zbrodnię skrytykowania drogiej władzy – jak to w komunistycznej tyranii – dalej kończą za kratami.
Może Cię zainteresować: