Rynek metali w 2025 roku wygląda jak jeden wielki wyścig, w którym wszyscy biegną w tym samym tempie. Złoto i srebro od miesięcy robią show, ale tym razem to nie tylko klasyczna ucieczka do „bezpiecznych przystani”. Obok nich – o czym pisze się raczej niewiele – rozpędziły się metale przemysłowe: miedź, aluminium, stal i lit. I to nie ze strachu, tylko z bardzo konkretnego powodu. Technologia zaczęła pożerać surowce.
To nie złoto gra pierwsze skrzypce. Metale przemysłowe przejmują scenę
Jak ujął to Bloomberg, świat przestawia się z gospodarki opartej na paliwach kopalnych na gospodarkę opartą na… metalach. Sztuczna inteligencja, centra danych, sieci energetyczne, magazyny energii, auta elektryczne. Wszystko to potrzebuje ogromnych ilości fizycznej infrastruktury. A ta naturalnie jest zrobiona z metalu.
Od początku roku miedź podrożała o ponad 30%, stal o blisko 27%, aluminium o kilkanaście, a lit zaliczył solidne odbicie po wcześniejszym załamaniu. To nie jest spekulacyjny zryw, tylko efekt realnego popytu, który pojawia się wszędzie naraz. Od branży półprzewodników po energetykę.
Problem w tym, że podaż nie nadąża. Rynek miedzi dostał serię ciosów: zalania kopalni w Afryce, awarie w Chile, osuwiska w Indonezji. Do tego dochodzą napięcia geopolityczne i coraz częstsze ingerencje rządów. Wystarczy przypomnieć chwilowe wstrzymanie wydobycia litu w Chinach przez CATL. Ceny zareagowały niemal natychmiast.
Polityka i cła dokładają zmienności
Sytuację dodatkowo podkręciły decyzje administracyjne w USA. Zapowiedź 50-procentowych ceł na stal i aluminium wywołała nerwowe ruchy na rynku fizycznym. Inwestorzy i traderzy zaczęli masowo ściągać miedź do Stanów, zanim nowe bariery handlowe weszły w życie.
Nieprzypadkowo giganci tacy jak Glencore planują agresywne zwiększanie produkcji w kolejnych latach. Rynek wyraźnie wysyła sygnał: metali będzie potrzeba więcej, niż dziś jesteśmy w stanie wydobyć.
To dopiero początek?
Najciekawsze jest to, że wszystko to spina się z jednym globalnym trendem, czyli nieposkromionym apetytem AI na energię. Centra danych, nowe sieci przesyłowe, chłodzenie, okablowanie. Bez miedzi, aluminium i stali ta rewolucja po prostu nie ruszy. A lit pozostaje kluczowy dla magazynowania energii i elektromobilności, gdzie Chiny wciąż trzymają większość kart.
Wygląda na to, że świat wchodzi w epokę… metalu. I coraz więcej wskazuje na to, że to nie jest chwilowa moda, tylko strukturalna zmiana, z którą rynek będzie się mierzył przez całą kolejną dekadę.