Licencje na wydobycie złota zawieszone po tragicznej katastrofie

Licencje na wydobycie złota zawieszone po tragicznej katastrofie

Władze Mali wydały decyzję, na mocy której licencje na wydobycie złota zostają zawieszone. W teorii – nie wszystkie. Wstrzymanie ma dotyczyć wydobywców rzemieślniczych (artisanal miners), którzy w dodatku nie są obywatelami Mali. W praktyce – ma to jednak pomniejsze znaczenie, a cała sprawa wydaje się mieć drugie dno. I to bardzo przyziemne.

W ogólnym rozrachunku, biorąc pod uwagę stan stabilności, bezpieczeństwa oraz poszanowania dla prawa w Mali (używając tych pojęć w znaczeniu eufemistycznym), trudno powiedzieć, by wydawanie podobnych licencji miało faktyczne znaczenie dla mieszkańców. Powszechna bieda, brak perspektyw oraz ciągłe walki i niebezpieczeństwa sprawiają bowiem, że ludność Mali chwyta się dostępnych źródeł dochodu, by zarobić na życie.

Jednym z takowych jest właśnie złoto, którego Mali ma bogate złoża. Do niedawna większość z nich była eksploatowana przez międzynarodowe konsorcja górnicze. Właśnie niedawno jednak, w wyniku polityki rządu Mali, nastąpiła w tej kwestii istotna zmiana. „Tymczasowe” w teorii władze tego kraju, czyli w istocie wojskowa junta, która objęła rządy w wyniku zamachu stanu, zapragnęła bowiem przejąć kopalnie złota na własność, tylko dla siebie.

Rząd Mali chce (cudzego) dobra

Posłużono się w tym celu kombinacją arbitralnych działań administracyjnych (czyli zalegalizowanego wywłaszczenia) oraz wątpliwych etycznie chwytów. Do tych zaliczało się np. porwanie i przetrzymywanie w charakterze zakładnika prezesa jednej z firm górniczych, którego oficjalnie zaproszono na negocjacje z rządem. W efekcie tego część malijskich kopalni złota przestała pracować – ich operatorzy wstrzymali bowiem swoje operacje w Mali.

Teraz podobne działania malijska junta podjęła także wobec mniejszych wydobywców. Wykorzystując jako pretekst tragedię, która miała miejsce w połowie lutego (w wyniku osunięcia się ziemi w jednej z mniejszych kopalni złota, zginęło wówczas 49 osób), władze zdecydowały o wstrzymaniu wydawania licencji na wydobycie rzemieślnicze. Oficjalnie rząd chce „wzmocnić środki w celu uniknięcia tragedii ludzkich i środowiskowych…”.

Decyzja władz nie objęła jednak najbardziej narażonego na owe tragedie segmentu działalności wydobywczej, czyli „prawdziwego”, krajowego wydobycia rzemieślniczego. To – mające najczęściej postać lokalnej ludności, która chałupniczymi metodami wygrzebująca okruchy złota z dostępnych powierzchniowo złóż – stanowi częste i niebezpieczne, lecz trudne do kontrolowania zjawisko. W dodatku nie przynosi ono wielkich zysków. Jakoś uszło zatem atencji rządu w Bamako…

Grab zagrabione

Władzom Mali chodzi natomiast o kogo innego. Jak wyszczególniono w decyzji o zawieszeniu wydawania licencji na wydobycie rzemieślnicze, dotyczy to podmiotów cudzoziemskich. Jak łatwo się domyśleć, nie są to indywidualni, ubodzy górnicy. Ci zresztą i tak obywają się bez licencji na wydobycie, swą działalność prowadząc „bez zbędnych formalności” (czyli nielegalnie). Chodzi o mniejsze firmy, które jednak prowadziły tam rozwinięte projekty wydobywcze.

Na to wyraźnie wskazuje też język komunikatu junty, który mówi o „przejęciu” rzemieślniczych kopalni. Państwo zamierza zatem „przejąć” – czyli po prostu zagrabić – już istniejące kopalnie. A także, może nawet zwłaszcza, ich sprzęt górniczy. Ponownie, rzemieślniczy wydobywcy raczej nie dysponują ciężkim sprzętem – co wskazuje, w kogo dekret jest wymierzony.

Należy to zatem uznać za kolejną rundę grabieży sektora wydobywczego w Mali. Po tym, jak pierwsza faza takich działań, wymierzona w najbardziej efektywne i największe kopalnie, przyniosła nędzne rezultaty (władze przejęły bowiem już dostępny urobek, ale kopalnie stanęły w miejscu, odcinając je od dalszych dochodów), postanowiono spróbować tego samego w przypadku mniejszych projektów. Cóż mogłoby pójść nie tak…?

Komentarze (0)
Dodaj komentarz