Wietnam stał się miejscem fascynującego fenomenu. Na początku tego miesiąca w kraju tym można było obserwować gigantyczne kolejki obywateli po złoto. Obecnie natomiast kolejki te równie nagle, co powstały, zniknęły, a punkty sprzedaży świecą pustkami. O co chodzi?
Otóż pod koniec kwietnia tamtejszy bank centralny – Państwowy Bank Wietnamu – stanowczo zdementował, że w kraju zabraknie złota. By zaś udowodnić, że złoto jednak jest, skierowano je do sprzedaży po cenie nieco niższej niż ta spotykana w ostatnim czasie w Wietnamie. W reakcji mieszkańcy, których oficjalne dementi utwierdziło w absolutnym przekonaniu, że kruszcu tym bardziej zabraknie, rzucili się do punktów sprzedaży złota.
To znaczny – tych nielicznych, które tam są. Sprzedaż złota (z wyjątkiem drobnych ilości biżuterii) prowadzić tam bowiem mogą, prócz banku centralnego, wyłącznie wybrane państwowe banki komercyjne oraz również państwowa firma złotnicza. W efekcie błyskawicznie potworzyły się przed nimi gargantuiczne kolejki, zaś ludzie czekali całymi godzinami, by móc dostać w swe ręce upragnione złoto.
„Zaufanie społeczne” pod sierpem i młotem
Rząd Wietnamu zareagował w swoim, socjalistycznym stylu. Państwowy Bank Wietnamu wysłał do tamtejszego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (pełniącego, jak stalinowska nazwa wskazuje, funkcję represyjnej bezpieki) żądanie, by objąć śledztwem kwestię „zarządzania rynkiem złota”. Domagano się, by bezpieka „utrzymała porządek” poprzez wychwytywanie osób „o złych intencjach”.
Nie wiadomo, czy i jakie działania podjęła bezpieka wobec obywateli, którzy puszczali mimo uszu zapewnienia władz, że wszystko jest w porządku. Wiadomo natomiast, co w istocie zabiło ruszenie na rynku złota. Sprzedające złoto banki – Agribank, BIDV, Vietcombank Vietinbank (wszystkie oczywiście państwowe), a także złotniczy monopolista, Saigon Jewelry Company – wprowadziły bowiem „ułatwienia” dla kupujących.
„Ułatwienia” polegały na tym, że aby obywatele nie musieli stać w wielogodzinnych kolejkach, umożliwiono im rejestrację online. Oczywiście skorzystanie z możliwości uznano za obowiązkowe, odmawiając sprzedaży tym, którzy by tego nie dokonali. W efekcie mieszkańcy Wietnamu – którzy masowo inwestowali w złoto m.in. właśnie dlatego, by pozbawić rząd władzy i kontroli nad swoimi oszczędnościami – raptownie zrezygnowali z tej możliwości. Czarny rynek przecież i tak czeka.
Wietnam (nadal) buduje socjalistyczny raj
Wszystkie te absurdy są naturalnie efektem działalności zmory, która dręczy sporą część populacji globu – czyli działalności represyjnego, fiskalistycznego państwa. Wietnam, czy też oficjalnie Socjalistyczna Republika Wietnamu, jest takową niestety nie tylko z nazwy. Do tradycji autorytarnych rządów politycznych dokładają się tu wciąż kontynuowane efekty „centralnie planowanego” zarządzania gospodarką. Efekt przewidzieć nietrudno.
Stan taki utrzymuje się tam także na rynku złota. Ponad dekadę temu, w 2012 roku, wietnamskie władze doszły do wniosku, że nie może być tak, by obywatele trzymali sobie oszczędności w złocie bez jego wiedzy i zgody. Wprowadzono restrykcyjny, oderwany od realiów rynkowych monopol Państwowego Banku Wietnamu. Który jako jedyny miał prawo sprowadzać do kraju złoto i handlować nim.
Zakazano nabywania złota inwestycyjnego, zaś by kupić kruszce w sztabach, trzeba było specjalnego, uznaniowego zezwolenia Banku. Nawet na rynek biżuterii narzucono formalny (choć niezbyt przestrzegany) monopol. Zaowocowało to naturalnie paskarskimi cenami na oficjalnym rynku, ciągłymi deficytami i niedostatkami. Oraz, z drugiej strony, wręcz eksplozywnym rozwojem czarnego rynku, w stronę którego na przekór srogim zakazom komunistycznych władz zwrócili swą uwagę Wietnamczycy.
Zagadka, dlaczego ciągle nie wychodzi…
Rząd wielokroć podejmował próby zaradzenia problemom stworzonym przez swój własny, niewydolny monopol. Najczęściej w sposób typowy dla siebie, czyli przez nakazy i zarządzenia (z jakim skutkiem, nie trzeba dodawać). Wreszcie, pod presją ekonomicznej rzeczywistości, poczęto próby liberalizacji systemu. Na początek w taki sposób, że bank centralny udzielił licencji na sprzedaż wspomnianym bankom komercyjnym – też, co do jednego, kontrolowanym przez państwo.
Trudno oczywiście nazwać to reformą. Być może w niedalekiej przyszłości ta ostatnia jednak nastąpi, i to w nieco większym zakresie. Wietnamskie Stowarzyszenie Sprzedawców Złota (VGTA), organizacja zrzeszająca prywatne podmioty (przeważnie drobnych jubilerów oraz takichż, niezależnych dystrybutorów) ma prowadzić przewlekłe negocjacje z rządem na temat poluzowania reguł importowych.
Państwo miało w nich agresywnie bronić swojej kontroli nad rynkiem. Próbuje ono zapobiec uciekaniu obywateli w złoto, co podkopuje rolę chwiejnej waluty oficjalnej (a przy okazji także jego monetarną władzę). Jak jednak argumentuje środowisko branżowe, tak długo, jak szkodliwy monopol będzie uniemożliwiał podmiotom prywatnym import złota na zasadach rynkowych, tak długo Wietnam będzie cierpiał absurdalne ceny kruszcu.
Nieoficjalnie branża spodziewa się, że pierwsze transakcje bez pośrednictwa Państwowego Banku Wietnamu miałyby ruszyć w lipcu lub sierpniu tego roku.