W ostatni piątek zawaliły się chodniki kopalni złota w Zimbabwe. W wyniku tego śmierć poniosło co najmniej sześć osób, zaś los piętnastu jest – póki co – niepotwierdzony. Zorganizowano akcję ratunkową, jednak zgromadzeni pod kopalnią członkowie rodzin ofiar zdają się nie pokładać w niej wielkiej pewności.
Chodzi o kopalnię Bay Horse w okolicach miasta Chegutu (dawniej Hartley), leżącego w centralnej części niegdysiejszej Rodezji. Wedle dostępnych informacji, katastrofa zaskoczyła w jej trzewiach 34 górników. z których 13 zdołało się wydostać o własnych siłach.
W ciągu weekendu tzw. czynniki oficjalne zorganizowały akcję ratowniczą, która jednak pozostaje „utrudniona”. Co oznacza najpewniej, że szanse jej powodzenia są niestety niewielkie. Nie jest to jednak zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że proces zawalania się kolejnych tuneli wciąż trwa.
Zobacz też: Tanzania skupuje złoto, czyli jak poradzić sobie w warunkach dolarowej suszy
Co się da, a co się nie da
Pod kopalnią, prócz kilkuset koczujących członków rodzin uwięzionych górników, pojawił się też zimbabweński minister górnictwa, Soda Zhemu. Cała akcję ratunkową zorganizowano przy tym zaskakująco sprawnie, zwłaszcza jak na rząd Zimbabwe. Zastępca Zhemu, wiceminister Polite Kambamura, stwierdził dodatkowo, że wysiłki będą kontynuowane, w miarę możliwości, do skutku.
Sam przyznał jednakże, że może być to trudne w realizacji, nie ma bowiem nawet pewności, ilu faktycznie ludzi znajdowało się pod ziemią.
Głębokość owej kopalni złota sięga przy tym 700 metrów, a co więcej, lata spontanicznego i w żaden sposób nierejestrowanego wydobycia przypuszczalnie zmieniły też jej układ wewnętrzny. W związku z tym jakiekolwiek jej plany, które istniały wcześniej (zanim jej topografię dodatkowo zmodyfikowały zawalenia), są najpewniej nieaktualne.
Zobacz też: BASF sprzedaje spółki zależne, w tym potentata energetycznego
Kopać, by przeżyć
Kopalnia oficjalnie była zamknięta i nieczynna, jednak z naciskiem na słowo „oficjalnie”. Nieoficjalnie bowiem – a podobnie jak wiele podobnych miejsc i obiektów w Zimbabwe, lokalna ludność wykorzystywała ją do rzemieślniczego wydobycia złota na własną rękę.
Zjawisko to uważa się za powszechne i szeroko rozpowszechnione wszędzie tam, gdzie tylko znajdują się względnie łatwo dostępne złoża – czy to w postaci prymitywnych szybów i odkrywek, czy też nieużywanych kopalń. Bezpieczeństwo tak prowadzonego wydobycia jest oczywiście żadne, jednak potrzeba pozyskania złota, aby zdobyć środki na utrzymanie, co do zasady przeważa.
Jest ona potęgowana przez tragiczny stan gospodarki Zimbabwe, zniszczonej przez całe dekady niekompetentnego zarządzania, absurdalnej polityki władz i astronomicznej inflacji. Do tego dodatkowo dokładają się ostatnio także trudności z nabywaniem dolara, pełniącego tam (i w całym regionie) rolę względnie stabilnej waluty rozliczeniowej.
Może Cię zainteresować: