„Jeden z największych pirackich skarbów na ziemi”. 300-letni galeon odkryty

Archeologowie twierdzą, że odkryli wrak statku zatopionego blisko trzy wieki temu – chodzi o galeon który przewozić miał bajeczny skarb. Zarówno losy samego statku, jak i jego ładunku są przy tym niejednoznaczne i w dalszym ciągu pozostawiają wiele pytań nierozwiązanymi. Nie należy do nich natomiast pytanie o wartość znaleziska – ta jest ogromna.

Pozostałości jednostki zostały zlokalizowany przez poszukiwaczy z amerykańskiego Centrum na rzecz Zachowania Historycznych (Center for Historic Shipwreck Preservation) we współpracy z uczonymi z Uniwersytetu Browna. Jak ujawnili Mark Agostini z Uniwersytetu Browna oraz Brandon Clifford ze wspomnianego Centrum, ich znalezisko to efekt ich naprawdę długotrwałych starań. Mieli oni bowiem poszukiwać tego jednego, konkretnego statku od 16 lat. Chodzi o portugalski galeon Nossa Senhora do Cabo.

Niekiedy określa się go jako „okręt wojenny” – na podstawie typu konstrukcyjnego i faktu, że był on uzbrojony, nie jest to jednak do końca poprawne. Samo bowiem przenoszenie uzbrojenia artyleryjskiego (jak i ręcznego uzbrojenia dla załogi) nie było wówczas w żadnej mierze ograniczone do okrętów wojennych. W zasadzie wszystkie ówczesne statki pełnomorskie musiały być uzbrojone, a powodów ku temu dostarczali bez liku zarówno piraci, o których też będzie mowa, jak i przybrzeżni rabusie czy floty wrogich państw.

Galeon mógł bowiem być także jednostką handlową lub komunikacyjną – a fakt oddelegowania go do zadań, o których będzie mowa, dość mocno świadczył, że nie jest on traktowany jako okręt stricte wojenny. Tym bardziej, że w dobie XVIII wieku galeon był już traktowany trochę jak jednostka z przeszłości. Dominujące miejsce w morskich bitwach zajęły wielkie, odporniejsze i znacznie lepiej uzbrojone okręty liniowe (ships of the line), które w działaniach krążowniczych uzupełniały (nieco) mniejsze i zwinniejsze fregaty.

Piraci nadchodzą

Wracając do znaleziska – Nossa Senhora do Cabo, o wyporności ok. 700 ton, zatonęła lub została zatopiona na wiosnę 1721 roku. W początkach tego roku galeon ten znajdował się w Goa, stolicy ówczesnych posiadłości kolonialnych Korony Portugalskiej w Indiach. Miał stamtąd wczesną wiosną – gdy tylko zakończą się zimowe sztormy – odpłynąć w długi rejs do Lizbony, najpewniej ze standardowymi z przystankami po drodze w portugalskich posiadłościach w Mozambiku, Angoli i Gwinei, których forty służyły też jako bazy zaopatrzeniowe.

Na pokładzie wiózł wspomniany ogromny skarb. Składały się nań złote i srebrne sztaby, monety, klejnoty, jedwabie i inne kosztowności, stanowiące po części przychody podatkowe Korony. I choć nie były one tak wielkie, jak te przewożone przez słynne hiszpańskie floty skarbowe z Ameryki (złupienie jednej z nich – co udało się holenderskiemu admirałowi Pietowi Heinowi w 1628 r. – przyniosło tyle kruszcu, że wywołało natychmiastową falę inflacji i zamieszek w Niderlandach), to i tak ich wartość szacuje się dziś na 138 milionów dolarów.

Prócz kosztowności, galeon wiózł także ustępującego wicekróla portugalskich posiadłości w Indiach, arcybiskupa Goa, a także liczną załogę i ok. dwie setki niewolników. Niestety, zamiar pogodzenia wczesnego wyruszenia (z uwagi na długą drogę) z przeczekaniem zimowych sztormów się nie powiódł. Sztormowa niepogoda i żywioł wyrządziły statkowi znaczne szkody – przez co musiał on zatrzymać się na kotwicy w pobliżu wyspy Réunion, na Oceanie Indyjskim, celem dokonania prowizorycznych choćby napraw.

Na jego nieszczęście, tam właśnie, 8 kwietnia 1721 roku, galeon osaczyli operujący na tym akwenie piraci. Portugalski statek nie bardzo był w stanie się bronić. Nie tylko był unieruchomiony – co z miejsca stawiało go w ogromnie niesprzyjającej sytuacji taktycznej – ale też nie miał czym. W toku sztormu, próbując nie dopuścić do zatopienia jednostki, jej pokładowe działa musiano bowiem wyrzucić za burtę, w celu jej odciążenia. W efekcie piraci – mieli to być słynni John Taylor oraz Olivier Levasseur – przejęli statek niemal w komplecie.

Galeon, co *prawie* dotarł do portu

Zabrali oni go ze sobą, wyznaczając kurs na zachód, w kierunku Madagaskaru. W pobliżu jego wybrzeży znajdowała się bowiem wyspa Île Sainte-Marie (dzisiaj przemianowana na Nosy Boraha). Stanowiła ona miejscową bazę wszelkiego rodzaju piratów, mętów, zbiegów, przemytników oraz nielegalnych handlarzy (efektywnie będąc miejscowym odpowiednikiem słynnej Tortugi z Karaibów). Tam jednak Nossa Senhora do Cabo finalnie nie dopłynęła. Galeon zatonął w niewielkiej odległości od wyspy, gdzie do dziś spoczywa na dnie.

Jeśli chodzi o przyczyny takiego zatonięcia – badacze sugerują, że mogło chodzić pozbycie się „dowodów” przed dopłynięciem do Île Sainte-Marie. Ich zdaniem piraci, zabrawszy kosztowności, celowo zatopili statek. Teza ta jednak, przy całym szacunku do ich odkrycia, wydaje się jednak mocno nielogiczna. Po co piraci mieliby pozbywać się jednostki, skoro zmierzali do wyspy znanej z gościnności wobec piratów? Przecież użycie zdobycznych statków i okrętów (i to czasem nawet bez prób maskowania ich pochodzenia) było wówczas powszechną praktyką.

Co więcej, z tezą badaczy mocno kłóci się także ich własne znalezisko. Wokół wraku mieli oni bowiem znaleźć liczne bezcenne zabytki i artefakty. Pośród ponad 3,3 tys. znalezisk znalazły się wyroby z porcelany i kości słoniowej, dewocjonalia czy (może przede wszystkim) złote monety. Zdaniem badaczy, piraci pozostawiliby na pokładzie złoto…? To tym bardziej dziwne, że nawet jeńców zmonetyzowali (wiadomo, że wzięty do niewoli wicekról został uwolniony za okupem; należy przypuszczać, że reszta znaczących jeńców również).

Tymczasem istnieje dużo prostsze i bardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Galeon Nossa Senhora do Cabo już był uszkodzony przez sztorm, gdy zdobyli go piraci. Niewykluczone zresztą, że w toku ataku artyleria ich okrętów wyrządziła dodatkowe szkody. Od razu zaś po przejęciu wyruszyli oni w dalszy rejs – przypuszczalnie nie chcąc ryzykować napotkania wrogich okrętów (ale też nie mogąc przez to dokończyć napraw). Stąd też bardzo możliwe, że uszkodzony galeon zatonął sam z siebie – zaś piraci zabrali tylko tyle skarbów, ile zdążyli.

Będzie więcej…?

I prawdopodobnie właśnie dzięki temu badacze z Centrum na rzecz Zachowania Historycznych oraz Uniwersytetu Browna mają co badać. Jak relacjonowali, wrak jest w dużej mierze przykryty piachem. Może to utrudnić znalezienie niektórych artefaktów, ale też musiało znacząco pomóc w ich konserwacji oraz zabezpieczeniu przed rozproszeniem przez pływy morskie. Jest zatem czego szukać – zwłaszcza, że w okolicy podejść do Île Sainte-Marie mają znajdować się na dnie co najmniej jeszcze cztery inne wraki.

Warto jedynie liczyć, aby wydobyte z nich znaleziska nie podzieliły losu innych skarbów znalezionych na tym akwenie – a które, za sprawą personalnej uczciwości (tudzież naiwności) znalazców oraz arogancji i bezczelności pewnego rządu, przepadły.