Indianie z plemienia Apaczów, wspierani przez aktywistów, próbowali zablokować powstanie jednej z największych na świecie kopalni miedzi w Arizonie. Ale bez powodzenia. Ziemia, na której obiekt ma powstać, należy do rządu federalnego USA, który chce są udostępnić pod wydobycie – i obronił prawo do uczynienia tego.
Kopalnia, o której mowa, powstanie w ramach projektu Resolution Copper. Jest to wspólne przedsięwzięcie koncernów Rio Tinto (55%) oraz BHP (45%). Ma ona się znaleźć w okolicy miasteczka Superior w stanie Arizona (hrabstwo Pinal, w środkowej części stanu). Wedle założeń, będzie to jeden z największych tego typu obiektów na ziemi. Kopalnia będzie mieć charakter odkrywkowy, i wymagać będzie wykonania ogromnego wykopu, o średnicy 3 kilometrów oraz głębokości 300 metrów.
Indianie nad wielkim kraterem
Perspektywa powstania takiego krateru okazała się czarną wizją dla miejscowych plemion Apaczów. Indianie twierdzą, że miejsce to ma dla nich charakter kultowy i ważna jest dla nich z przyczyn religijnych (w okolicy odbywają się ich obrzędy). Dążyli do zablokowania budowy kopalni, powołując się na prawa wynikające z I Poprawki do Konstytucji USA, dotyczące swobodnego praktykowania religii, a także federalnej Ustawy o Przywróceniu Wolności Religijnych z 1993 roku.
Indianie twierdzą też, że budowa kopalni naruszyłaby traktat między ich plemieniem a ówczesnymi Stanami Zjednoczonymi, zawarty jeszcze w 1952 r. Jednak rząd federalny powołał się na własne prawa. Te dotyczące własności – do niego bowiem te tereny w sensie prawnym należą. Administracja wspiera istotną z punktu widzenia strategicznego i gospodarczego inwestycję. Okoliczne tereny zawierać bowiem mają ponad 18 milionów ton metrycznych czerwonego metalu.
Co ciekawe, kopalnia nie jest inicjatywą administracji Trumpa. Umowę zakładającą przekazanie gruntów pod inwestycję w ramach projektu Resolution Copper zatwierdzono jeszcze w 2014 roku, za prezydentury Baracka H. Obamy. Decyzję tę próbowała odwrócić ekipa Bidena w 2021 r. Przekazanie ziemi miało być bowiem warunkowane pozytywnymi efektami oceny skutków środowiskowych. Ocenę taką przeprowadzono, jednak zgodę (z czasów I kadencji Trumpa) wycofała nowa administracja.
Meandry prawno-polityczne
Od tego czasu sprawa uwikłana była w długotrwałe procedury prawne w różnych instancjach. Indianie usiłowali bowiem zablokować budowę kopalni poprzez pozwy. Takowe złożyły: organizacja Apache Stronghold ze wsparciem Becket Fund for Religious Liberty, samo plemię Apaczów San Carlos, a także Center for Biological Diversity. To ostatnie nie ze uwagi na wolności religijne Indian, a ze względów ekologicznych.
Wyzwania te, jak się okazało, skończyły się niepowodzeniem. Sąd apelacyjny IX okręgu w San Francisco odmówił wstrzymania budowy, zaś odwołanie do Sądu Najwyższego USA upadło. Wbrew opinii dwóch sędziów (co ciekawe, uchodzących za najbardziej konserwatywnych jego członków), którzy uznali, że zarzuty dot. godzenia w wolność religijną faktycznie są zasadne.
Indianie wyrazili rozczarowanie. Zapowiedzieli jednak dalszą walkę z projektem, jakkolwiek nie zbrojną (jak niedawno, w podobnej sytuacji, uczynili inni Indianie – tyle, że z Peru), a polityczną. Planują lobbing i nacisk na Kongres w celu zmiany prawa – tak, by jednak budowę zablokować. Z wyroku ucieszyli się za to mieszkańcy hrabstwa Pinal. Lokalne i stanowe władze twierdzą, że okolica bardzo długo czekała na ten projekt. Kopalnia ma zaś być ekonomicznym dobrodziejstwem dla stanu i zapewnić dopływ gotówki oraz miejsca pracy.