Czy Fed i słaby dolar mogą podbić ceny mimo rekordów?

Rynek złota przeżywa jeden z najlepszych lat w historii, a prognozy wskazują na dalszy potencjał wzrostowy. To ciekawe stanowisko, szczególnie w kontekście tego, jak wysoko wyceniony jest już metal – mówimy o poziomach, które jeszcze dwa lata temu wydawały się nierealne. Wielu obserwatorów zastanawia się, czy przy takich wycenach ma jeszcze sens zwiększać ekspozycję na złoto, czy może lepiej poczekać na głębszą korektę. Liczby są rzeczywiście imponujące. Za tym wszystkim stoją przede wszystkim rosnąca niepewność globalna i obawy o wartość dolara. I tutaj pojawia się kluczowy element tej układanki – banki centralne.

Strukturalna zmiana w rezerwach światowych

To, co dzieje się w rezerwach banków centralnych, to nie kosmetyczna zmiana, ale fundamentalna przebudowa systemu finansowego. W 2022 roku złoto stanowiło około 13% globalnych rezerw walutowych. Do drugiego kwartału 2025 ten udział wzrósł do 22%. W tym samym czasie cena złota wzrosła z $2,000 do ponad $4,000 za uncję – czyli o 125%.

Ta zmiana ma swoje głębokie przyczyny. Ostatnie lata przyniosły eskalację napięć geopolitycznych, rosnące deficyty budżetowe w krajach rozwiniętych, powrót inflacji i coraz większe wątpliwości co do stabilności systemu opartego na dolarze. Banki centralne, które z definicji myślą w kategoriach dziesięcioleci, a nie kwartałów, odpowiadają na te zmiany systematyczną dywersyfikacją swoich rezerw.

Co ciekawe, wysokie ceny wcale nie hamują apetytu banków centralnych na złoto. Ich motywacje są zupełnie inne niż spekulantów czy inwestorów indywidualnych. Chodzi o dywersyfikację i zabezpieczenie przed rosnącymi ryzykami globalnymi – konfliktami geopolitycznymi, wyzwaniami fiskalnymi, inflacją. A przede wszystkim o redukcję ekspozycji na dolara w obliczu narastających niepewności wokół amerykańskiej gospodarki i polityki.

To właśnie banki centralne tworzą coś w rodzaju solidnego fundamentu pod cenę złota. Ich zakupy są konsekwentne, długoterminowe i w dużej mierze niezależne od bieżących wahań cen. To instytucje, które nie muszą martwić się o miesięczne czy kwartalne wyniki, co pozwala im budować pozycje nawet przy wysokich wycenach.

Popyt detaliczny i ETF-y dołączają do gry

Od połowy 2024 roku obserwujemy stały wzrost zainteresowania złotymi ETF-ami. Inwestorzy detaliczni kierują się podobnymi obawami co banki centralne, ale mają zupełnie inną psychologię rynkową i horyzonty czasowe. Pokazała to październikowa korekta, kiedy realizacja zysków przez inwestorów indywidualnych ściągnęła cenę z rekordów. Podczas gdy banki centralne kupowały albo po prostu trzymały pozycje, inwestorzy prywatni zaczęli zamykać zyski po imponującym rajdzie.

Ta różnica w podejściu jest kluczowa dla zrozumienia dynamiki rynku. Z jednej strony mamy stabilny, strukturalny popyt ze strony instytucji państwowych. Z drugiej – bardziej zmienną presję kupna lub sprzedaży ze strony inwestorów prywatnych, którzy reagują na bieżące wydarzenia i nastroje. To połączenie tworzy interesującą mieszankę – długoterminowy trend wzrostowy przerywany okresami konsolidacji lub korekt.

Interesujący jest też fakt, że ostatnio złoto poruszało się w pozytywnej korelacji z indeksami akcyjnymi, mimo że tradycyjnie powinno działać odwrotnie jako safe haven. Przy historycznych maksimach cen inwestorzy sprzedawali złoto, żeby pokryć straty na akcjach lub zwiększyć ekspozycję na odbijające się rynki akcji. Ale to nie oznacza, że kruszec stracił status bezpiecznej przystani – to bardziej taktyczne ruchy w specyficznych warunkach rynkowych. Beneficjentem całego tego ruchu jest również srebro, które podążą za złotem.  

Warto też zauważyć, że złote ETF-y stały się znacznie bardziej popularne w ostatnich latach, obniżając barierę wejścia dla zwykłych inwestorów. Nie trzeba już przechowywać fizycznego metalu ani płacić wysokich marż – wystarczy kilka kliknięć, żeby zyskać ekspozycję na złoto. To demokratyzuje dostęp do rynku i potencjalnie zwiększa bazę inwestorów.

Mechanizmy rynkowe i Fed

Nie można też pominąć fundamentalnej zależności między polityką Fed a ceną złota. Złoto nie generuje żadnych odsetek ani dywidend, więc jego atrakcyjność w dużej mierze zależy od tego, jakie są alternatywy. Gdy rentowności obligacji rosną, koszt alternatywny trzymania złota też rośnie – po prostu bardziej opłaca się trzymać aktywa oprocentowane.

Dlatego każde cięcie stóp przez Fed to dobra wiadomość dla złota. Niższe stopy oznaczają niższe rentowności obligacji, co automatycznie zwiększa atrakcyjność kruszcu. A jeśli do tego dołożymy perspektywę osłabienia dolara – który zwykle słabnie przy łagodzeniu polityki monetarnej – dostajemy podwójne wsparcie dla cen złota.

Co dalej?

Prognozy zakładają dalszy wzrost, choć może z przerwami na konsolidację. Rynek może potrzebować czasu, żeby „strawić” obecne poziomy cenowe zanim ruszy wyżej. Kluczowe będą decyzje Fed dotyczące stóp procentowych i ogólna sytuacja w amerykańskiej gospodarce. Każde cięcie stóp to kolejny wiatr w żagle dla złota, które nie generuje odsetek i traci atrakcyjność przy wyższych rentownościach obligacji.

Banki centralne prawdopodobnie spowolnią tempo zakupów – w końcu po tak dynamicznych wzrostach udziału złota w rezerwach naturalne jest pewne wyhamowanie. Ale masowej wyprzedaży nie będzie. Żadna poważna instytucja centralna nie będzie sprzedawać złota, żeby wrócić do większej ekspozycji na dolara, szczególnie w obecnych warunkach geopolitycznych i ekonomicznych. To tworzy coś w rodzaju „cenowego dna” dla kruszcu.

A to w połączeniu z potencjalnym osłabieniem dolara i utrzymującym się zainteresowaniem ETF-ami daje dość solidne fundamenty pod dalszy wzrost. Oczywiście nic nie rośnie w linii prostej, więc spodziewać się można okresów konsolidacji czy nawet krótkoterminowych korekt. Ale długoterminowy trend wydaje się być wyraźnie ustawiony w górę, wspierany przez czynniki strukturalne, które nie znikną z dnia na dzień.