Cena złota w piątek wystrzeliła na północ. Analitycy tłumaczą to przede wszystkim doniesieniami z rynku amerykańskiego, ale też rosnącym napięciem geopolitycznym. Nie od dzisiaj wiadomo, że metal ten zyskuje, gdy rośnie awersja do ryzyka i poszukiwana jest przystań na niespokojne czasy. Czyżby czekał nas kolejny rajd drogocennego kruszcu?
Złoto taniało pod koniec lipca. A potem cena wystrzeliła
Pod koniec lipca złoto kosztowało około 3270 dolarów za uncję. Potem nastąpił jednak marsz na północ. Podczas piątkowej sesji cena doszła do poziomu 3360 dolarów. Ten wystrzał nastąpił po tygodniu wyraźnych spadków. Wystarczy napisać, że w lipcowym szczycie złoto kosztowało 3440 dolarów za uncję. Niektórzy wieszczyli zapewne dalsze mocne obniżki. Tymczasem w sukurs inwestorom przyszły doniesienia z USA.
Kiepskie dane z USA. Traci dolar, zyskuje złoto
W pierwszej kolejności należy wskazać na raport NFP, o którym więcej przeczytacie w tym tekście. Wykazał on, że rynek pracy w Stanach Zjednoczonych schładza się szybciej niż wcześniej przewidywano. Niektórzy uznali te dane za wręcz dramatyczne, pojawiły się obawy o stan amerykańskiej gospodarki. Co istotne, wzrosły oczekiwania w zakresie obniżania stóp procentowych za oceanem. Opublikowane dane sprawiły, że taniał dolar i spadała rentowność amerykańskich obligacji. Zyskiwało natomiast złoto.
Donald Trump przemieszcza dwa okręty atomowe
Do doniesień gospodarczych doszły polityczne. Prezydent Donald Trump poinformował za pośrednictwem swojego portalu społecznościowego Truth Social, że wydał rozkaz rozmieszczenia dwóch okrętów atomowych „w odpowiednich rejonach”. Miała to być odpowiedź gospodarza Białego Domu na wypowiedzi byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który obecnie jest wiceprzewodniczącym Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Bliski współpracownik Władimira Putina niedawno, także za pośrednictwem mediów społecznościowych, straszył potencjałem nuklearnym największego kraju świata.
Notowania złota / Źródło: Stooq
Te przepychanki w social mediach trwają już jakiś czas, czasem wyglądają groźnie, czasem śmiesznie, jednym razem analitycy machają na nie ręką, innym wyrażają zaniepokojenie. Ale dotychczas nie skutkowało to przemieszczeniem jednostek zdolnych do przenoszenia broni nuklearnej. Możliwe, że Donald Trump faktycznie jest już poirytowany postawą Rosji w kwestii zakończenia lub przynajmniej zawieszenia wojny z Ukrainą. Przecież w trakcie kampanii prezydenckiej Trump przekonywał, że zakończy ten konflikt w ciągu 24 godzin. Tymczasem kilka miesięcy po jego zaprzysiężeniu wojna trwa, niewiele wskazuje na to, by miała zostać przerwana.
Prezydent USA igra z ogniem?
Ruchy USA jednym przypadną do gustu, bo pojawi się narracja, że to jedyny sposób oddziaływania na prezydenta Rosji, że Putina można przekonać do pokoju wyłącznie pokazem siły. Będą jednak i tacy, którzy stwierdzą, że to niepotrzebne zaognianie sytuacji. Takich głosów nie powinno brakować wśród zwolenników Trumpa oczekujących od niego wyciągania USA z konfliktów, a nie wpychania kraju w kolejne. Tymczasem prezydent niedawno wsparł militarnie Izrael w konflikcie z Iranem, a teraz grozi bronią atomową innemu mocarstwu atomowemu. Trudno uznać to za uspokajanie sytuacji na globie. Nie powinno dziwić, że złoto drożeje…