150 ton złota! Rolnik znalazł gigantyczne złoża na własnym polu – i wszystko ukradnie mu państwo

150 ton złota! Rolnik znalazł gigantyczne złoża na własnym polu – i wszystko ukradnie mu państwo

Pewien rolnik, idąc przez swoje pole, natrafił – ot tak, bez jakichś specjalnych starań – na odkrycie, które może wywrócić do góry nogami to, co wiadomo o zasobach kruszcu w Europie. Czyli kontynencie, wydawałoby się, najbardziej dokładnie pod tym względem przebadanym i rzetelnie eksploatowanym w toku wieków rozwoju ekonomicznego. Niestety, sam rolnik powodów do śmiechu nie ma – a wprost przeciwnie.

Czy w samym środku Europy można dziś nadal natrafić na złote El Dorado, na poszukiwanie którego w nieznane, na drugi koniec świata, wyprawiali się niegdyś kupcy i zdobywcy kolonialni? Jak najbardziej – i właśnie w tym tygodniu miało to miejsce. Skala tego odkrycia potencjalnie zwiastuje zresztą zmiany na rynku metali szlachetnych. Choć, z drugiej strony, gdyby doniesienia te nie byłyby udokumentowane, wręcz trudno byłoby w nie uwierzyć.

Bardzo łatwo będzie natomiast uwierzyć w coś innego – w to mianowicie, że relacja ta, z początku brzmiąca wręcz jak historia z bajki, szybko nabrała cech nocnego koszmaru. Nie będzie także żadnym problemem odgadnięcie, za sprawą czyjego sobiepaństwa i zamordyzmu stała się ona dla bohatera dramatem.

Rolnik sam w dolinie

Wspomnianym bohaterem jest francuski rolnik, Michel Dupont. Jest on właścicielem pola w regionie Owernia-Rodan-Aply (fr. Auvergne-Rhône-Alpes), w południowo-wschodniej części Francji, w pobliżu granic ze Szwajcarią i Włochami. Właśnie na tym polu dostrzegł odbłyski świata przebijające się spośród błota. Odbłyski okazały się pochodzić z kilku samorodków złota, wielkości porównywalnej z orzechem włoskim. Głębiej w ziemi samorodków (i nie tylko ich) okazało się być więcej.

Zrazu rolnik – jak każdy normalny człowiek na jego miejscu – ucieszył się. Któż zresztą zareagowałby inaczej, odkrywszy tak wspaniałe znalezisko? Niestety zamiast zachować tę informację dla siebie, rolnik – na swoje nieszczęście – zgłosił tę informację władzom. No i się zaczęło… Po przebadaniu pobranych z miejsca próbek okazało się, że pole Duponta oraz jej okolica skrywać może w swoich trzewiach nawet 150 ton złota! Byłby to ewenement na skalę Europy.

Na zachodzie Starego Kontynentu – a przynajmniej we Francji – od dawna nie działają już bowiem operacyjne kopalnie królewskiego metalu. Znaczniejsze wydobycie kruszcu w Europie ma dziś miejsce gł. w Skandynawii. Tymczasem półtorej setki ton kruszcu z miejsca trafiłoby na mapę złóż wartych eksploatacji. Szacunkowa wartość tych zasobów wynosić ma bowiem około 4 miliardów euro. Wydawać się może – wystarczy dla wszystkich?

Wolność, równość, zamordyzm

Niestety, nie, nie wystarczy – nie wystarczy dla znalazcy. Rolnik nie dostanie bowiem ani grosza. Całość planują zawłaszczyć dla siebie władze. Z miejsca zresztą zablokowały one dostęp do pola Duponta i okolicy – bo „procedury”. Zupełnie jakby jego prywatna własność nie miała dla rządowej biurokracji najmniejszej wartości. A to, że człowiek straci dostęp do podstawy swojego utrzymania? Cóż to francuskich urzędników obchodzi.

W oczekiwaniu na wyniki badań środowiskowych i archeologicznych, możliwość wszelkiej eksploatacji złota zresztą wstrzymano. W istocie nie wiadomo nawet, jaki jest obecny stan tych złóż – wielmożne władze nie udzielają bowiem żadnych informacji. Dodatkowo swoje trzy grosze musieli oczywiście wtrącić aktywiści ekologiczni. Nie wiadomo, jaki jest status złóż – ale aktywiści już wiedzą, że ich eksploatacja na pewno będzie szkodliwa dla przyrody, i chcą ją zatrzymać.

Nawet jednak jeśli eksploatacja złota w końcu tam ruszy, w myśl obecnych przepisów rolnik może otrzymać… 0,5% wartości. Tytułem „znaleźnego”. Słowem, ochłapy. Za to miejscowi politycy z miejsca zaczęli się ślinić, już planując, na co wydadzą te pieniądze (czy też, w języku oficjalnym, w jaki sposób „przyczynią się one do rozwoju ekonomicznego regionu”). Rolnik planuje podjąć walkę prawną o więcej niż tylko okrawki z potencjalnych zysków. Perspektywy na sukces wydają się jednak… cóż, mgliste.

Quis custodiet ipsos custodes?

Nie będzie to bynajmniej jedyny, ani nawet wyjątkowy przykład zalegalizowanego państwowego bezprawia, w ramach którego rządy okradają swoich obywateli w sposób bardziej rażący niż najazd historycznych barbarzyńców. Przed tymi ostatnimi można było bowiem przynajmniej się bronić. Dzisiejsze państwa nie tylko swych mieszkańców ograbiają z chciwością przerastającą Hunów czy Wandalów, ale też czynią to w sposób upokarzający – zmuszając ich do udawania, że ten „legalny” stan rzeczy akceptują.

Wobec tego nie będzie chyba bezpodstawnym pytanie, czy właśnie państwa i rządy – w teorii powstałe w celu ochrony praw i interesów swoich narodów i należących doń obywateli – nie stały się przypadkiem, w wyniku historycznej ewolucji, najgorszym zagrożeniem dla tych obywateli ? Właśnie tym, przed którym miały jakoby chronić?

Panie Dupont, po co było cokolwiek zgłaszać…?

Komentarze (0)
Dodaj komentarz