Reżyser z bardzo… skomplikowaną osobowością (i takąż psychiką) zainwestował w Dogecoina, na którym zarobił miliony. Na innych inwestycjach, w akcje, jednak stracił, teraz natomiast pozew przeciwko niemu złożył Netflix. To pieniądze tego ostatniego bowiem – przeznaczone na produkcję serialu – pan reżyser roztrwonił na inwestycje.
Carl Erik Rinsch z pewnością jest postacią nietuzinkową. Jako reżyser i producent filmowy sukcesy odniósł umiarkowane – ma na koncie tylko jeden pełnometrażowy film, amerykańską wersję „47 Roninów”. Zasłynął natomiast z pewnością swoimi dokonaniami w odniesieniu do budżetu swojeg nowego projektu, jak również statusem swojego zdrowia psychicznego (tudzież problemów z nim związanych).
Rzecz w tym, że pan Rinsch pieniądze otrzymane od serwisu Netflix – który to zainwestował w jego nowy serial science-fiction, „White Horse”, przechrzczony potem na „Conquest” – przeznaczył był na własne inwestycje. Zdefraudował je, innymi słowy – nawet jeśli nie wszystkie wspomniane inwestycje okazały się klapą.
Pierwotnie środki na produkcję serialu – około 11 milionów dolarów – zostały przez naszego bohatera zainwestowane w akcje spółek giełdowych z listy S&P 500, a także producenta szczepionek covidowych. Jak to w życiu bywa, gdy człowiek bez przygotowania i inside knowledge inwestuje na giełdzie – Rinsch w ciągu kilku tygodni stracił na owych akcjach prawie połowę pieniędzy.
Zobacz też: Nvidia w kłopotach. Opóźniony chip, zarzuty kradzieży i obchodzenia prawa
Netflix pyta, gdzie jest kasa
To jednak nie zniechęciło go do dalszych inwestycji – choć te nabrały bardziej nieortodoksyjnego charakteru. Mogło to się zbiegać z nasileniem wspomnianych problemów natury psychicznej, z jakimi zmagał się reżyser – choć naturalnie nie musiało. Wielu bowiem ryzykantów podjęło podobne kroki.
Pozostałe mu miliony z budżetu filmu zainwestował bowiem w Dogecoina, otwierając rachunek na giełdzie Kraken. I ten, w odróżnieniu od akcji, okazał się być trafieniem. Reżyser zarobić na nim miał ponad 27 milionów. „Niech Bóg błogosławi krypto”, napisał przy tej okazji. Po czym – zamiast kontynuować produkcję serialu – rzucił się kupować luksusowe samochody, drogie zegarki, designerskie garnitury i inne, równie niezbędne przedmioty.
Jak się można spodziewać, serial był w dużej mierze nienakręcony, zaś kolejne zapisy umowy Rinscha z gigantem streamingowym pozostawały niezrealizowane. Nie będzie więc nadmiernie zaskakującym, że w lipcu tego roku Netflix skierował sprawę do „poufnego arbitrażu” (bynajmniej nie do sądu – tego korporacje mają zwyczaj unikać, preferując ustawiony pod siebie arbitraż), w tym miesiącu zaś odbyło się posiedzenie arbitrażowe. Werdykt ma być niedługo.
Zobacz też: Prezydent Argentyny twierdzi, że w kampanii wcale nie żartował. Instytucje pójdą pod nóż
„Czystego umysłu blask”
Perypetie, które spotykały i spotykają Carla Rinscha, w znacznej (czy wręcz głównej) mierze spowodowane są jego, nazwijmy to, nie do końca wolną od problemów psychiką. Ma on stwierdzony autyzm oraz ADHD, jednak schorzenia te zdają się dalece nie wyczerpywać pełni problemu, zaś reżyser wydaje się „niedodiagnozowany”.
Lista jego osiągnięć w tym zakresie jest dość długa – w czasie kręcenia na jednym z planów żądał, by wszystkie powierzchnie w jego pokoju zasłonić białymi prześcieradłami. Hollywoodzkie wzgórza widoczne z balkonu jego domu uważał za „żywe, organiczne stworzenia”. Twierdził, że potrafi przewidywać kierunek padania piorunów z nieba, a także wybijał dziury w ścianach. W tym kontekście takie błahostki jak oskarżanie swojej żony o plany zamordowania go, irracjonalna irytacja i wrzaski na aktorów czy praca całą dobę bez snu wydają się błahostkami.
Jak każdy szanujący się dżentelmen o nakreślonym wyżej rysie psychicznym i osobowościowym, pan Rinsch uważa naturalnie, że jest absolutnie zdrowy, nie stracił rozumu i nic mu nie dolega.
Może Cię zainteresować: