Libia z pewnością nie kojarzy się z nowoczesnymi technologiami ani cyfrową innowacją. Przez lata była symbolem chaosu politycznego, konfliktów i zgliszczy po upadku reżimu. Tymczasem właśnie tam, niemal poza radarami globalnych mediów, rośnie jeden z największych hubów wydobycia Bitcoina w Afryce i świecie arabskim. I to mimo oficjalnych zakazów. Klucz do tej historii jest prosty: energia. A konkretnie ekstremalnie tani prąd.
Prąd tańszy niż gdziekolwiek indziej. Fundament libijskiego boomu
Koszt energii elektrycznej w Libii należy do najniższych na świecie. To efekt wieloletnich subsydiów paliwowych oraz politycznej decyzji władz, by utrzymywać ceny prądu na minimalnym poziomie i unikać społecznych niepokojów. Dla górników Bitcoina oznacza to warunki, które w większości krajów są dziś nieosiągalne.
Sprzęt, który w Europie czy Ameryce dawno przestałby być opłacalny, w Libii nadal generuje zyski. Do kraju masowo trafiają starsze koparki ASIC, często nieoficjalnymi kanałami. W rezultacie Libia była w stanie przejąć około 0,6% globalnego hashrate’u Bitcoina, wyprzedzając wszystkie inne państwa Afryki i regionu arabskiego.
To imponujący wynik, zwłaszcza że wydobycie BTC pochłania nawet około 2% krajowej produkcji energii, co przy już przeciążonej sieci zaczęło wzbudzać niepokój władz.
Zakaz na papierze, koparki w terenie. Jak działa libijska szara strefa Bitcoina
Formalnie kryptowaluty są w Libii zakazane od 2018 roku. W 2022 roku wprowadzono również zakaz importu sprzętu górniczego. Problem w tym, że samo kopanie Bitcoina nigdy nie zostało jasno zdelegalizowane.
W praktyce władze ścigają górników nie za samo BTC, lecz za kradzież prądu, przemyt lub pranie brudnych pieniędzy. Ta prawna szara strefa, połączona z ograniczonym egzekwowaniem prawa, pozwoliła górnictwu rozwinąć się na naprawdę imponującą skalę.
Farmy wydobywcze działają głównie w opuszczonych fabrykach i magazynach w okolicach Trypolisu, Misraty i Zlitenu. Po chińskim zakazie miningu w 2021 roku do Libii zaczęli trafiać także zagraniczni operatorzy, w tym grupy z Azji. Tania energia okazała się magnesem silniejszym niż ryzyko prawne.
Dopiero w ostatnich latach władze zaczęły reagować ostrzej, przeprowadzając naloty i wymierzając kary więzienia. Mimo to historia Libii pokazuje jedno: Bitcoin zawsze znajdzie prąd. Nawet tam, gdzie oficjalnie nie ma dla niego miejsca.