Z ostatniej chwili: Nie będzie wojny handlowej USA z Chinami? Bitcoin i kryptowaluty odbijają. Wróci euforia?

Giełdy jeszcze nie ochłonęły po szoku, jaki wywołała decyzja Donalda Trumpa o 100-procentowych cłach na chińskie towary, a atmosfera między dwoma największymi gospodarkami gęstnieje. W ciągu kilku godzin od ogłoszenia nowych taryf Pekin oskarżył Stany Zjednoczone o eskalację konfliktu i zapowiedział, że „nie szuka wojny handlowej, ale się jej nie boi”. Mimo to uważamy, że wzrosły szanse na umowę korzystną dla obu stron. Co dalej i dlaczego?

Deeskalacja wojny handlowej

Już wczoraj późnym wieczorem Pekin próbował ostudzić nastroje, publikując oświadczenie w sprawie tzw. kontroli eksportu metali ziem rzadkich. Wbrew medialnym nagłówkom, Chiny nie zamierzają całkowicie blokować eksportu. Nowe przepisy mają jedynie zaostrzyć nadzór, a wnioski spełniające wymogi regulacyjne będą zatwierdzane (oczywiście nikt nie obiecuje, że zawsze pozytywnie).

To istotna korekta tonu po burzliwym piątku, kiedy rynki zareagowały paniką na ogłoszenie 100-procentowych ceł przez Donalda Trumpa. Już wtedy wielu analityków – także my – uznawało ten ruch raczej za element presji negocjacyjnej, a nie zapowiedź realnej eskalacji. Po wczorajszym oświadczeniu Pekinu szanse na faktyczne wprowadzenie tych ceł wydają się minimalne.

Kapitalizacja S&P 500 w piątek spadła o około 2,5 bln dolarów — wszystko przez prawdopodobnie błędną interpretację chińskich działań. Takie napięcia zwykle kończą się nowym „porozumieniem handlowym”. I wiele wskazuje na to, że kolejna odsłona takiego układu może nadejść szybciej, niż się spodziewamy.

W tle tego geopolitycznego napięcia rynki finansowe zachowują się jak emocjonalny barometr — ponad 225 milionów dolarów w pozycjach krótkich na kryptowalutach zostało zlikwidowanych w ciągu 2 godzin, w miarę jak inwestorzy oczekują happy endu. Bitcoin zbliża się już do 115 tys. USD. W Białym Domu doradcy próbują tonować nastroje, przekonując, że „rynek się uspokoi”, a wiceprezydent JD Vance mówi już o „rozsądnym negocjatorze w osobie Trumpa”. Wzrosły też szanse na odbycie rozmowy Trumpa z Xi.

Chiny twardo stoją

Chińskie Ministerstwo Handlu przyznało, że działania Waszyngtonu „naruszają zasady uczciwej konkurencji” i obiecało „zdecydowane kroki w obronie interesów kraju”. W praktyce to oznacza nie tylko nowe opłaty portowe dla amerykańskich statków, ale też antymonopolowe śledztwo przeciwko Qualcommowi – amerykańskiemu gigantowi technologicznemu.

Z perspektywy Pekinu nie jest to agresja, lecz reakcja obronna. Władze Chin podkreślają, że jeszcze we wrześniu, podczas rozmów w Madrycie, ostrzegały USA przed dalszym zaostrzaniem kontroli eksportu półprzewodników i technologii. Waszyngton jednak nie odpuścił, rozszerzając swoje restrykcje o „wszelkie krytyczne oprogramowanie” — co w chińskim tłumaczeniu brzmi jak początek technologicznej blokady.

Pekin początkowo odmówił rozmów telefonicznych po ogłoszeniu nowych sankcji przez USA. Obie strony coraz częściej używają języka ultimatum. Jeśli coś przypomina czasy sprzed podpisania umowy handlowej z 2020 roku, to właśnie to. Powrót logiki cła za cło. To nie jest już klasyczny spór o stal czy soję. Dziś stawką jest dominacja w łańcuchach dostaw, technologiach półprzewodnikowych i kontroli nad surowcami strategicznymi.

Pekin, wprowadzając limity na eksport metali ziem rzadkich, daje jasny sygnał, że nie będzie grał w tę grę, jeśli karty rozdaje tylko Waszyngton. Na Wall Street nastroje wahają się między paniką a nadzieją na szybki powrót do wzrostów. Nieuniknione wydaje się, że rynek będzie żył nadzieją, choćby ta miała okazać się wielkim złudzeniem.