EigenLayer, znany protokół restakingowy oparty na platformie Ethereum, wprowadza na rynek swoją rodzimą, wyczekiwaną przez wielu kryptowalutę – token $EIGEN. Zarządzana przez niezależną fundację non-profit Eigen Foundation, nowa kryptowaluta zadebiutuje z całkowitą podażą wynoszącą 1,67 miliarda tokenów. Z tej puli aż 45% zostanie przydzielone społeczności w różnych formach, z czego 15% trafi do uczestników ekosystemu w ramach serii „stakedrops”. Są jednak pewne „ale”.
Rozkład jazdy zrzutu od EigenLayer
Pierwsza tura stakedropu zaplanowana jest na maj, gdzie 5% całkowitej podaży tokenów zostanie rozdzielonych pomiędzy użytkowników, którzy brali udział w stakingu na dzień 15 marca 2024 roku. Pozostałe tokeny będą rozdzielane w kolejnych „rundach”. Taka a nie inna metoda dystrybucji ma na celu stopniowe wynagradzanie długoterminowego zaangażowania i lojalności w ekosystemie EigenLayer.
Sam protokół umożliwia użytkownikom deponowanie i ponowne stawianie tokenów stakingowych opartych na Ethereum, w celu m.in. zabezpieczenia i zwiększenia efektywności sieci zewnętrznych. Od czasu swojego uruchomienia platforma zarejestrowała wartość zastakowanych eterów o wartości przekraczającej 16 miliardów dolarów: to bardzo dużo i stanowi swoisty certyfikat jakości i popularności całego przedsięwzięcia.
Łyżka dziegciu w beczcie miodu
Ogłoszenie o airdropie wywołało jednak mieszane reakcje wśród społeczności krypto i samego projektu. Niektórzy użytkownicy głośno wyrażają niezadowolenie z faktu, że tokeny są m.in. nienadawalne i posiadają ograniczenia geograficzne oraz inne warunki kwalifikujące.
Aż 30 krajów, w tym państwa rozwinięte takie jak Stany Zjednoczone i Kanada, zostały wyłączone ze zrzutu.
Innym problemem zdaniem krytyków jest fakt, że tokeny zostaną rozdysponowane „liniowo”, proporcjonalnie do zastakowanego kapitału. Według nich jest to faworyzowanie wielorybów, a nie organicznego wzrostu – padło nawet określenie, że drobnica dostanie „resztki”.
Duzi gracze zaskoczeni reakcją. „Szukanie dziury w całym”
Henrik Andersson, CIO w Apollo Capital, australijskiej firmie inwestycyjnej zajmującej się kryptowalutami, broni specyficznego podejścia protokołu, chwaląc piętnastoprocentowy przydział tokenów użytkownikom jako „hojny”.
Andersson uważa, że modelu dystrybucji EigenLayer jest „przejrzysty” i sugeruje, że wszelkie zamieszanie związane z alokacjami, szczególnie wśród niektórych użytkowników protokołu DeFi, jest bezpodstawne. Podkreśla sprawiedliwość liniowej metody dystrybucji, która jego zdaniem skutecznie zapobiega kwestiom związanym z atakami Sybil — rodzajem zagrożenia cybernetycznego, w ramach którego jeden użytkownik próbuje manipulować systemem, tworząc wiele fałszywych tożsamości.
CIO Apollo Capital docenił też przyjazny dla użytkownika aspekt zrzutu, podkreślając, że uczestnicy nie muszą łączyć swoich portfeli ani podpisywać żadnych dokumentów, aby zweryfikować swój udział w stakedropie. „Wisienką na torcie jest to, że nie musisz podłączać swojego portfela ani niczego podpisywać, aby sprawdzić swój stakedrop – dobra robota, EigenLayer!” – pisze Andersson.