Ustawa implementująca MiCA w Polsce zawetowana przez prezydenta

Prezydent Karol Nawrocki sięgnął po weto w stosunku do ustawy, która implementować ma w Polsce zapisy europejskiego reżimu legislacyjnego w odniesieniu do kryptowalut, a wynikające ze sławnego – lub niesławnego, w zależności od perspektywy – unijnego rozporządzenia MiCA (Markets in Crypto-Assets).

Ustawa, która trafiła do Sejmu w lipcu tego roku, została przezeń uchwalona, wraz z poprawkami Senatu, pod koniec października. Jej przyjęciu towarzyszyły silne kontrowersje, nasilona krytyka i uszczypliwości pod adresem autorów, a zwłaszcza stanu ich wiedzy i zorientowania w temacie aktywów kryptograficznych, tudzież braku rzeczonego. Jak przewidywano, charakter i jakość nowych przepisów mogły mieć rujnujący wpływ na sektor tychże aktywów w Polsce.

Niemal od razu podniosły się zatem wezwania do prezydenta o skorzystanie z weta. Nie wiadomo, czy Karol Nawrocki został przekonany przez argumenty branży kryptowalutowej, która apelowała o zablokowanie ustawy w przyjętym brzmieniu (względnie polityków Konfederacji, zwłaszcza Sławomira Mentzena, oraz PiS). Jednak uzasadnienie, które podano jako powód skorzystania z niego z weta zdają się w dużej mierze z tymi argumentami korespondować.

Prezydent: innowacje, a nie regulacje

Ustawa, która trafiła bowiem na biuro Nawrockiego, oskarżana jest bowiem o nadmierną komplikację, przeregulowanie, nieproporcjonalną restrykcyjność i nieżyciowy charakter. Jak twierdzą przedstawiciele branży oraz krytycy, wykorzystując okazję, jaką jest implementacja przepisów unijnych, autorzy ustawy realizują inne partykularne cele, jak np. poszerzenie władzy KNF – ciała uważanego za wyjątkowo wrogie kryptowalutom – które w myśl nowych założeń ma objąć nadzór nad tą dziedziną.

Co więcej, pod pretekstem „ochrony przed oszustwami” akt ten wprowadza uciążliwy reżim kontrolny, który znakomicie utrudniać ma działanie podmiotom w branży kryptoaktywów. Dokuczliwe wymogi formalne, wysokie opłaty, urzędnicza uznaniowość i rażąco ostre kary za ewentualne uchybienia połączone z mętnym i niejasnym wydźwiękiem przepisów ustawy mogą być receptą na biznesową katastrofę.

Zwłaszcza w przypadku mniejszych, innowacyjnych podmiotów i startupów – a to właśnie te odpowiadają przecież za gros innowacji na tym rynku – które w przeciwieństwie do dużych banków oraz międzynarodowych koncernów nie dysponują armiami prawników i księgowych oraz ogromnymi budżetami na działalność tychże. A właśnie takie instrumenty mogłyby być w praktyce niezbędne, by być w stanie działać w warunkach prawnych narzuconych przez ustawę.

To zaś, jak wskazał Rafał Łeśkiewicz, rzecznik prezydenta, doprowadziłoby do uwiądu tej branży w Polsce i masowego jej odpływu za granicę. Tam, gdzie przepisy są bardziej życiowe.