Szokujące dane z USA. Obliczyli, ile pieniędzy wystarczy, by zniszczyć sieć Bitcoina

Jakie kryptowaluty są, każdy widzi. Jednego dnia mogą szybować w przestworzach i sprawiać wrażenie niezatapialnych, a drugiego… toną, aż bulgocze. W ostatnim krachu Bitcoin nie oberwał tak dotkliwie, jak niektóre altcoiny, ale też – jak na niego – został porządnie pokiereszowany. „Ale przynajmniej jest bezpieczny!” – słyszymy głos z sali. No i tutaj też jest ciekawa teoria, według której nie jest to aż takie oczywiste. Profesor Campbell Harvey twierdzi, że bezpieczeństwo Bitcoina, które przez lata uznawane było za bezdysusyjne, może być w rzeczywistości znacznie bardziej kruche, niż myśleliśmy.

Bitcoin za 6 miliardów dolarów?! Naukowiec twierdzi, że sieć da się kupić

O co konkretnie chodzi? Według jego analizy, pełnoskalowy atak 51%, czyli sytuacja, w której jedna grupa przejmuje kontrolę nad większością mocy obliczeniowej sieci, kosztowałby około 6 miliardów dolarów. Dużo? Dla przytłaczącej liczby ludzi jak najbardziej tak, ale nie dla gigantów. Dla porównania, to mniej niż roczne przychody niektórych dużych korporacji technologicznych.

Profesor Harvey rozkłada nawet wszystkie koszty na części pierwsze. Konkretnie 4,6 miliarda USD na sprzęt górniczy 1,3 miliarda na budowę centrów danych i 130 milionów dolarów tygodniowo na rachunki za prąd. Według profesora, dobrze finansowany podmiot mógłby teoretycznie przejąć Bitcoina… w tydzień. Nie trudno domyślić się, że byłaby to na niespotykaną dotąd skalę destabilizacja nie tylko BTC, ale i całego rynku krypto. „Traktujemy Bitcoina jak coś niezniszczalnego, a to błąd” – podkreśla Harvey. „Każdy system ma swoją cenę. Ten również.”

Ekspert zauważa, że w przeciwieństwie do złota, Bitcoin nie istnieje fizycznie. Dla jednych to niewątpliwy plus, dla innych niepodważalny minus. Niemniej bezpieczeństwo tego typu aktywów zależy przede wszystkim od infrastruktury, którą w teorii można… kupić.

Sceptycy: to tylko teoria, nie film szpiegowski

Według jego scenariusza, napastnik mógłby zainwestować miliardy w sprzęt, a następnie skrócić rynek, obstawiając spadki na kontraktach futures. Dzięki temu mógłby teoretycznie zarobić znacznie więcej, niż sam wydał. No właśnie, słowo klucz: teoretycznie. Dla prezesa Bitcoin USA, Matta Prusacka, tego typu teorie to wyłącznie spekulacja, do tego porządnie oderwana od realiów.

„Zorganizowanie takiego ataku zajęłoby nie tydzień, a lata” – twierdzi Prusak. „Nikt nie kupi tylu maszyn ASIC z dnia na dzień, a sieć zauważyłaby anomalie znacznie wcześniej.”

Podobnego zdania są eksperci od cyberbezpieczeństwa. Ich zdaniem tylko państwo dysponujące ogromnymi zasobami mogłoby się na coś takiego porwać. A i tak sukces byłby wątpliwy.

„Nie chodzi o to, że Bitcoin jest skazany na porażkę. Chodzi o to, że źle oceniamy ryzyko. To nie jest święty Graal finansów, tylko system, który, jak każdy inny, ma swoją cenę.”