Scaramucci: 'Bitcoin zyska, ale gospodarki upadną.’ Złota era kryptowalut?

Anthony Scaramucci, były doradca Donalda Trumpa i założyciel SkyBridge Capital, w najnowszym wywiadzie dla platformy inwestycyjnej Saxo ostrzega, że nowe taryfy celne mogą doprowadzić do recesji w USA. Co ciekawe, według niego skutki tej polityki mogą jednocześnie wzmocnić Bitcoina i przyczynić się do wzrostu gospodarczego w Europie.

Scaramucci zauważa, że Bitcoin zaczyna zachowywać się coraz bardziej jak złoto – szczególnie w ostatnich tygodniach, gdy jego notowania oderwały się od indeksu NASDAQ i tzw. „MAG7”. Według niego, napływ kapitału do ETF-ów na Bitcoina, takich jak te oferowane przez BlackRock, wskazuje na rosnące zaufanie inwestorów do kryptowalut jako zabezpieczenia przed niestabilnością rynków tradycyjnych.

Europa może zyskać na wojnie handlowej

Zdaniem Scaramucciego, jeśli USA wejdą w recesję, pociągną za sobą resztę świata – tak jak miało to miejsce podczas globalnego kryzysu finansowego. Jednak tym razem niektóre kraje europejskie, jak Niemcy i Wielka Brytania, mogą relatywnie zyskać.

Niemcy planują zwiększyć wydatki na obronność, co przełoży się na większą aktywność przemysłową i zyski dla lokalnych firm. Wielka Brytania również zapowiada bardziej zdecydowane działania w zakresie polityki bezpieczeństwa. To oznacza, że inwestorzy zaczynają postrzegać rynki europejskie jako bardziej przewidywalne niż amerykańskie, które stają się coraz bardziej kapryśne przez politykę Trumpa.

Czy Bitcoin stanie się bezpieczną przystanią?

Choć jeszcze niedawno Bitcoin był uznawany za ryzykowne aktywo, coraz więcej inwestorów traktuje go jako zabezpieczenie w czasach niepewności. Scaramucci wskazuje, że pojawiły się pierwsze oznaki jego oderwania od głównych indeksów giełdowych. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, Bitcoin może zyskać na znaczeniu podobnie jak złoto w poprzednich dekadach.

W obliczu niepewności w globalnym handlu coraz częściej pojawia się pytanie – czy tradycyjne systemy finansowe są w stanie wytrzymać kolejny globalny wstrząs? A jeśli nie, to gdzie szukać alternatywy?

Bitcoin, choć jeszcze kilka lat temu traktowany był jak ciekawostka z pogranicza finansów i informatyki, dziś coraz śmielej przebija się do głównego nurtu. W obecnej sytuacji – gdy dolar może stracić część swojej dominacji w globalnym handlu na skutek agresywnych decyzji administracji USA – kryptowaluty zyskują nową rolę. Nie tylko jako aktywa spekulacyjne, ale jako potencjalna ucieczka od zawirowań systemu opartego na jednej walucie rezerwowej.

Wojna celna, jaką wywołały ostatnie decyzje Stanów Zjednoczonych, może zmusić wiele krajów do przemyślenia swoich rezerw walutowych. Jeśli dolar przestanie być bezdyskusyjnym punktem odniesienia, pojawi się przestrzeń na inne formy przechowywania wartości – a tu Bitcoin, ze swoją niezależnością i ograniczoną podażą, może być nie tyle egzotyczną opcją, co realnym planem B.

Rosnące napięcia geopolityczne, presja inflacyjna i kurczące się zaufanie do polityków i banków centralnych sprawiają, że kryptowaluty wracają do łask. I choć nie zastąpią dolara z dnia na dzień – mogą stać się bezpieczną przystanią dla tych, którzy nie chcą biernie patrzeć, jak ich oszczędności topnieją w nieprzewidywalnym świecie.

Konsumencki niepokój narasta – powiew lat 90.?

Kwiecień przyniósł kolejny niepokojący sygnał z amerykańskiej gospodarki. Nastroje konsumentów pogorszyły się po raz czwarty z rzędu – tym razem gwałtownie, bo aż o 8% względem marca. To nie jest już chwilowa zadyszka – to wyraźny trend spadkowy, który zaczyna przypominać atmosferę sprzed kilku dekad, z czasów głębokich wahań gospodarczych początku lat 90.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że codzienność przeciętnego Amerykanina nie uległa dramatycznej zmianie – spadek oceny obecnych warunków życia był relatywnie niewielki. Ale kiedy zapytać o przyszłość, o to, co czeka rodzinę za kilka miesięcy – obraz staje się dużo bardziej ponury. Indeks oczekiwań, który mierzy właśnie te projekcje, zsunął się gwałtownie. Spadek o 32% od stycznia to nie byle co – to największa trzy miesięczna przecena nastrojów od czasu recesji 1990 roku.

Co istotne, to nie jest problem jednej grupy. Niezależnie czy mowa o młodych, czy starszych, dobrze czy słabo wykształconych, konserwatystach czy liberałach – niepewność i obawy rozlały się równomiernie. Ludzie zaczęli tracić zaufanie do rynku pracy, do perspektyw finansowych, ale też do ogólnej stabilności otaczającego ich świata. Coraz więcej osób mówi wprost – boimy się powrotu inflacji, boimy się chaosu na rynkach, boimy się, że coś pęknie.

Jeszcze do niedawna większość społeczeństwa wierzyła, że poradzimy sobie z kolejnymi wstrząsami. Ale dziś – kiedy inflacja znowu zaczyna podnosić głowę, a światowa gospodarka chwieje się pod ciężarem wojen celnych i politycznych szarpanin – zaufanie topnieje. W tym miesiącu prognozy inflacyjne na najbliższy rok wzrosły do 6,5%, czyli najwyżej od 1981 roku. Co ciekawe, niezależnie od sympatii politycznych, niemal wszyscy Amerykanie zgodnie stwierdzili: będzie drożej.