Robert Kiyosaki, autor „Bogatego ojca, biednego ojca” i jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy finansowej edukacji. Przez lata dał się poznać jako wielki fan Bitcoina, który przeżywa trudne chwile w ostatnich tygodniach. Cena kryptowaluty mocno spadła i wymazała niemal całkowicie wzrosty z tego roku. Gdy wielu zastanawia się, czy nie pora ratować kapitału, Kiyosaki ponowił apel.
Powtórzył, że nie zamierza pozbywać się kluczowych aktywów i sprzedawać Bitcoina. Powody? Wbrew pozorom nie chodzi mu o ślepą wiarę, tylko chłodne spojrzenie na światowe przepływy gotówki. Gotówki, której Kiyosaki twierdzi, że nie potrzebuje i którą uważa za 'toksyczną’ (tracącą wartość).
Ikona edukacji finansowej uważa, że prawdziwy dodruk niebawem ruszy i doprowadzi do dewaluacji walut fiducjarnych. Stanie się to chwilę po 'wielkim krachu wszystkiego’. Na pierwszy rzut oka brzmi to jak chwyt marketingowy pod sprzedaż nowej książki, ale może to tylko pozory? Zaglądnijmy głębiej w komentarz Kiyosakiego.
Kryzys płynności?
W ostatnich tygodniach da się odczuć jedno: globalna gospodarka ma potężny problem z płynnością. Zadłużenie państw i firm dawno wymknęło się z ram zdrowego rozsądku, a kiedy system zaczyna potrzebować gotówki, rynki zwykle płacą za to pierwsze. Kapitał odpływa, wyceny spadają, a na powierzchni zostają ci, którzy muszą sprzedawać, by przetrwać.
Kiyosaki od lat powtarza, że nie lubi działać pod przymusem. Tym bardziej zwłaszcza pod przymusem chwilowego spadku płynności. I tu ujawnia się różnica między tymi, którzy muszą pozbywać się aktywów, a tymi, którzy mogą zaczekać, aż kurz opadnie. Gdy nie potrzebujesz pilnie pieniędzy, nie sprzedajesz złota, Bitcoina ani nieruchomości tylko dlatego, że rynek spanikował.
Wielki dodruk, czyli scenariusz bazowy?
Jeśli system finansowy jest zbyt zadłużony, to prędzej czy później banki centralne będą zmuszone go reanimować masowym dodrukiem. Lawrence Lepard, menedżer znany w kręgach alternatywnych inwestycji, opisał to w swojej książce, a Kiyosaki przypomina jego tezę regularnie. Ich hipoteza jest prosta: kiedy „fałszywy” pieniądz straci stabilność, realne aktywa jak złoto, srebro, czy Bitcoina odzyskają znaczenie.
Warto dodać, że wciąż obaj panowie mogą się mylić. Rynek nie jest zbiorem gwarancji, tylko polem nieustannej niepewności i gry. Kiyosaki sam podkreśla, że nie udziela porad. On po prostu przedstawia swoje strategie, co do których jest przekonany. Jedni zgodzą się z takim podejściem, inni będą trzymać się konserwatywnych portfeli akcji i obligacji, śladami Warrena Buffetta.
Rynkowe turbulencje mają jedną wspólną cechę. Najbardziej bolą tych, którzy pilnie potrzebują kapitału. Jeśli na koncie pustki, inwestor zaczyna widzieć świat w czarnych barwach. Wtedy często pojawia się najgorsza możliwa decyzja: sprzedać to, co najlepsze, żeby mieć cokolwiek. Kiyosaki mówi o tym bez ogródek, bo sam w przeszłości popełniał błędy wynikające z finansowej presji.
Wspomina przy tym anegdotyczną, ale zaskakująco trafną zasadę Panny Piggy z Muppetów: ’Sekret zarządzania pieniędzmi? Zawsze mieć ich dużo’. W wersji Kiyosakiego oznacza to po prostu cashflow tj. dochód z aktywów, które co miesiąc zarabiają na siebie. To nieruchomości, udziały w biznesach, czy inwestycje alternatywne. To one mają dawać odporność na panikę, a nie papierowe obietnice.
Edukacja, której brakuje
W jego świecie błędy inwestycyjne nie są dowodem porażki. Wręcz przeciwnie. To cenna lekcja, której tradycyjny system edukacyjny nie potrafi nauczyć, karząc za ich popełnianie. W szkołach za pomyłki dostaje się jedynki i dwóje, a w życiu … Lepsze rozumienie pieniędzy, które przychodzi z czasem.
Kiyosaki uważa, że ci, którzy przećwiczyli panikę wcześniej, teraz podchodzą do spadków bez drżenia rąk. Nowicjusze sięgają po klawisz 'sell’. Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z wizją 'Wielkiego Dodruku’, trudno zaprzeczyć, że rynki weszły w trudną fazę.
Bitcoin po raz kolejny pokazuje swoją zmienność i 'kaprysy’. Jedni sprzedają, bo muszą, inni kupują, bo wierzą w przyszłość aktywów odpornych na inflację. Czas pokaże, kto miał rację. Jedno jednak warto zapamiętać. Dolar od dekad traci wartość, a aktywa wyceniane w nim (lub w złotych) siłą rzeczy drożeją.