Powszechnie uważa się, że największym zagrożeniem dla posiadaczy kryptowalut są hakerzy i wszechobecny internetowy scam. Czasem okazuje się, że największym zagrożeniem jesteśmy dla siebie my sami. Wszystko przez roztargnienie, nieuwagę, a czasem brak cierpliwość. Szablonowym przykładem takiego pechowca jest James Howells. Historia o jego dysku z Bitcoinami, który wylądował na śmietnisku, jest już prawdziwą legendą. Chociaż pozornie historia wydaje się prosta, to życie pisze jej kolejne odsłony. Howells może i nie odzyska BTC, ale za wszelką cenę stara się odzyskać przynajmniej pieniądze.
Czy James Howells w końcu odzyska BTC, które trafiły na śmietnik?
James Howells to w świecie kryptowalut postać niemalże legendarna. Po tym jak w kuriozalny sposób pozbył się dysku, na którym według różnych wersji było od 7500 do 8000 BTC, mężczyzna niestrudzenie walczy o to, by cała sprawa znalazła w końcu szczęśliwy finał. Póki co końca nie widać, ale za to co jakiś czas powstaje nowy rozdział tej historii.
Brytyjczyk planował zorganizować prace poszukiwawcze, celem przeszukania terenu wysypiska, na które trafił jego dysk z BTC. Howells wydał na zebranie specjalnego zespołu 13 mln dolarów. Podobno w zespole znalazł się był szef wysypiska, który twierdzi, że zna dokładne miejsce, w którym znajduje się dysk. Według szacunków prace poszukiwawcze trwałyby od 18 miesięcy do nawet czterech lat. Brytyjczyk zgłosił wniosek do rady miasta Newport z prośbą o wydanie pozwolenia na przeczesanie terenu wysypiska. I tu zaczyna się problem.
Howells twierdzi, że lokalne władze notorycznie ignorowały jego prośby i pisma w tej sprawie. Dlatego mężczyzna zdecydował się stanowczo zareagować i pozwał radę miasta Newport do sądu. Miasto jest właścicielem wysypiska, a Howells twierdzi, że władze miasta przez swoją opieszałość odbierają mu szansę na odzyskanie Bitcoinów. Mężczyzna w pozwie zażądał odszkodowania w wysokości 495 mln funtów. To równowartość 646 mln dolarów, czyli równowartość 8 tys. BTC po wycenie z marca tego roku.
Sprawa ma zostać rozpatrzona przez sąd w grudniu tego roku. Howells liczy, że pozew sądowy zadziała jak groźba i wymusi na radzie miasta pozytywną decyzję w sprawie przeprowadzenia prac poszukiwawczych.
Jak to się zaczęło?
James Howells to brytyjski programista, który w 2009 roku wykopał kilka tysięcy Bitcoinów. W 2013 roku mężczyzna postanowił, że uporządkują nieco swoje życie, a zmiany zaczął od swojego prywatnego biura. Jak wspomina, wszedł wtedy do biura z dwoma workami na śmieci i zaczął wrzucać do nich wszystkie niepotrzebne rzeczy. Wreszcie dotarł do szuflady swojego biurka, w którym znajdowały się dwa dyski twarde. Jeden miał być pusty, a na drugim miały być różne pliki ze starego laptopa. Ten drugi wyjął z laptopa kilka lat wcześniej po tym, jak wylał na niego lemoniadę. W tamtym momencie dysk nie wydał mu się cenny i Howells wrzucił go do jednego z worków na śmieci.
Później mężczyzna wspominał, że przed pójściem spać obiecał sobie, że rano, gdy wstanie, wyjmie dysk ze śmieci. Jak twierdził, naszła go pewna myśl, która nie dawała mu spokoju – „Hej, jestem informatykiem. Nigdy nie wyrzuciłem dysku do kosza. Wyrzucenie dysku to zły pomysł”. Niestety refleksja nadeszła zbyt późno. Następnego dnia rano jego żona wstała wcześniej i wyrzuciła „drogocenne śmieci”. Wtedy Howells jeszcze nie wiedział, co stracił. Miał przeczucie, że na dysku było coś, co nie powinno skończyć w śmieciach, ale nie mógł sobie przypomnieć.
Olśnienie przyszło kilka miesięcy później, kiedy na BBC obejrzał historię pewnego Norwega, który zyski ze sprzedanych BTC wykorzystał na cele mieszkaniowe. Wtedy zrozumiał, co trafiło do kosza.