- Brytyjski bank NatWest informuje swoich klientów, którzy pragnęliby nabyć kryptowaluty, że nie, nie kupią ich. Bank bowiem uważa, że ma prawo nie wyrazić zgody na to, jak ci chcą rozporządzać swoim mieniem
- Ci z nich, którzy jednak spróbowali, otrzymują informację, że bank nie pozwoli im przeprowadzić transakcji, blokując przelew. A jeśli będą dalej próbować – mogą stracić dostęp do swojego konta.
- Oryginalny, orwellowski Wielki Brat uśmiechał się czule do swoich poddanych z plakatów propagandowych. Czy dzisiaj nie trafniejszy wydawałby się wizerunek Wielkiego Brata plującego im z pogardą pod nogi?
Jeden z użytkowników „usług” (termin umowny – NatWest wydaje się wychodzić z założenia, że to klienci mają mu usługiwać swoimi pieniędzmi, nie na odwrót), które oferuje bank, podzielił się na portalu Reddit swoim doświadczeniem. Według jego relacji, gdy próbował kupić kryptoaktywa, NatWest… odmówił. Po prostu nie i już.
Nie chodzi o to, że bank nie wiedział, o co chodzi, i „obawiał się” scamu wymierzonego w klienta. Ten bowiem chciał skorzystać z giełdy Kraken (co wiąże się z całym inwigilacyjnym i odzierającym z godności reżimem KYC). Nie chodzi też o jakąś gigantyczną kwotę, która uzasadniałaby ostrożność. Klient chciał bowiem przelać raptem 500 funtów.
Bank doskonale orientował się, że nie ma żadnego prawnego powodu, by nie dokonać transakcji. Zgodnie z wiadomością, którą klient otrzymał, NatWest zablokował przelew klienta, ponieważ uważa, że nie powinien on inwestować w kryptowaluty. Dlatego też raczył przyznać sobie prawo do trzymania środków klienta „bezpiecznych i zabezpieczonych”.
Źródło: Reddit
To znaczy, przynajmniej wedle NatWest – w postaci pieniądza dłużnego na koncie w banku. A nie w formie krypto.
Pan raczył zabronić, milordzie?
W całej sprawie uderza kilka rzeczy. Po pierwsze, wprost obezwładniająca arogancja banku. NatWest wydaje się być w przekonaniu, że wolno mu zupełnie nieskrępowanie decydować o tym, co jego klienci mają prawo nabywać. Oficjalnie działające giełdy działają przecież zupełnie legalnie, nawet jeśli różne banki centralne widzą w nich konkurencję dla swojego modelu biznesowego.
NatWest tymczasem nie trudził się udawać, że chodzi o jakieś obawy o scam czy włamanie. Otwarcie poinformował, że zablokował transakcję na podstawie swojego „widzimisię”. Co więcej, to „widzimisię” raczył nawet rozwinąć. Zupełnie jawnie przyznaje on sobie uprawnienia nadzorcze i policyjne w stosunku do swoich klientów. Jest to zresztą element jego stałej polityki, nie jednorazowy wybryk. Już w przeszłości bowiem klienci tego banku z goryczą skarżyli się na jego nadużycia. Bardzo podobne w formie i treści.
Źródło: Reddit
Całe to podejście ciężko nawet przyrównać do relacji rodem z epoki feudalnej. Także bowiem i pańszczyźniani chłopi w Średniowieczu, po spełnieniu swoich powinności, mogli przeznaczać swoje pozostałe środki na cokolwiek zdecydowali. Najbliższa analogia, jaka przychodzi na myśl w odniesieniu do postawy banku to relacja niewolnika i jego właściciela w starożytnym Rzymie. Niewolnicy mogli tam (za zgodą właściciela, oczywiście) zarabiać własne środki – ale na ich wykorzystanie czy kupienie sobie czegoś również musieli mieć aprobatę właściciela.
I taki też stosunek NatWest prezentuje wobec swych klientów. Formalnie – wolnych ludzi i właścicieli swoich pieniędzy.
Niech sobie chamstwo nie myśli, że mu wolno
Po drugie – przesycony protekcjonalną pogardą ton. „Nie pozwolimy ci kupić krypto, i co nam zrobisz, bezsilny nędzniku?” – taki dopisek spokojnie mógłby towarzyszyć mailom od banku. Trudno bowiem inaczej zinterpretować nadzwyczaj mało zawoalowaną groźbę blokady konta (i utraty dostępu do swoich środków, co grozi przecież ruiną finansową), jeśli klient miałby czelność spróbować nabyć krypto w przyszłości pomimo dezaprobaty „lepszych od siebie” z zarządu banku.
Po trzecie natomiast – jawna bezprawność. NatWest dopuszcza się tutaj działań, które spokojnie można by zakwalifikować prawnie jako wymuszenie czy też doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Takie oskarżenie mógłby wysunąć ktoś, kto zaprzepaścił okazję do zarobku tylko dlatego, że bank przeszkodził mu w dokonaniu zupełnie legalnego przelewu. Indywidualne osoby dopuszczające się takich zachowań bywają normalne ścigane prawnie. Z niewiadomych względów gdy czyni to bank, prawo (w tym przypadku brytyjskie) zdaje się patrzeć w inną stronę.
Kto jest godzien pocałować klamkę NatWest
Arogancki, pogardliwy i pełen wyższości stosunek do klienta nie ogranicza się w przypadku NatWest wyłącznie do sfery kryptowalut. Bank uważa się przykładowo za uprawniony, by dyktować swoim klientom ich codzienne nawyki. Poważnie.
W ramach działań, które wykraczają nawet poza to, jak postępowałby nadzorca niewolników w Rzymie, a wkraczają w sferę rodem z orwellowskiej dystopii, NatWest chce „zachęcać” klientów do tego, by „zmieniali swoje myślenie i zachowanie” w kierunku radykalnych postaw proekologicznych.
„(…) aim to help inform – and change – customer thinking and behaviours”
Bank promuje też „dumę LGBT”. I to tak agresywnie, że nie sposób nie zauważyć, umieszczając polityczne flagi tego ruchu w swoich placówkach. A co jeśli ktoś miałby inne poglądy? Wtedy NatWest zamknie mu konto, dokona nielegalnego przecieku jego poufnych danych do mediów i fałszywie oskarży go o bezprawne działania. Dokładnie to spotkało znanego pro-brexitowego polityka Nigela Farage’a – a także, przypuszczalnie, tysiące innych, lecz mniej medialnych osób.
W istocie wymyka się pojmowaniu, że podmiot działający w ten sposób może w ogóle działać na rynku. Jest to jednak naturalny efekt nabożnego i pełnego czci podejścia do banków „zbyt dużych, by upaść”. I pompowanych pieniędzmi podatników (swoje udziały w NatWest ma brytyjskie państwo, do niedawna nawet kontrolne) – naturalnie bez pytania tychże o opinię, o zgodzie nawet nie wspominając. W końcu lepsi z zarządu banku wiedzą lepiej, na co przeznaczyć fundusze obywateli.