JPMorgan – największy bank komercyjny w Stanach Zjednoczonych – ogłosił dzisiaj, że w nadchodzących tygodniach zacznie akceptować udziały w funduszach ETF opartych na Bitcoinie jako zabezpieczenie standardowych pożyczek lombardowych.
Na początek klienci tradingowi i zamożni klienci wealth-managementu będą mogli zastawić jednostki BlackRock iShares Bitcoin Trust; z czasem lista funduszy ma się rozszerzyć. Bank do tej pory rozpatrywał podobne wnioski pojedynczo, teraz jednak stawia je w jednej linii z akcjami czy obligacjami przy ocenie zdolności kredytowej klienta.
Regulacyjne zielone światło
Decyzja nie byłaby możliwa, gdyby nie styczniowe zezwolenie amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd dla jedenastu spotowych ETF-ach na BTC. Po dekadzie odrzucania kolejnych wniosków SEC nagle zmieniła kurs, a nowa administracja w Waszyngtonie – otwarcie przychylna kryptowalutom – zaczęła rozkręcać śrubę regulacyjną w zupełnie inny niż do tej pory kierunku.
Dla banków oznacza to bardziej klarowne zasady gry i przede wszystkim tańsze wymogi kapitałowe wobec ekspozycji na cyfrowe aktywa.
Kinexys, czyli blockchain w garniturze
Logistycznym zapleczem całej operacji jest Kinexys – przebrandowana w ubiegłym roku jednostka blockchainowa JPMorgana. To właśnie ten zespół opracowuje schemat rozliczeń i zarządzania ryzykiem dla nowych pożyczek, łącząc tradycyjne repo-systemy z tokenizowanymi zapisami na łańcuchu.
Kinexys zdążył już wdrożyć rozwiązania rozliczeniowe 24/7 dla banków w Indiach i na Bliskim Wschodzie, co pokazuje, że technologia z laboratoriów banku potrafi wyjść poza slajdy konferencyjne.
Paradoks Jamiego Dimona
Ironią losu jest fakt, że kurs na kryptowaluty wyznacza instytucja, której prezes przez lata nazywał Bitcoina „oszustwem”, „głupotą” i „publicznym Ponzi”.
Jamie Dimon, pytany ostatnio o zmianę frontu, odpowiada z typowym dla siebie dystansem: „Nie palę, ale bronię twojego prawa do palenia”. Innymi słowy – bank wchodzi w rynek, choć sam Dimon nadal nie wierzy w „wewnętrzną wartość” bitcoina. Dla klientów to jednak równoległa rzeczywistość; ostatecznie liczy się płynność i dostęp do kapitału.
Większa dźwignia dla prywatnych fortun
Najważniejsza zmiana dotyczy sposobu, w jaki doradcy JPMorgana będą liczyć majątek swoich klientów. Jednostki funduszy spot-BTC mają trafić do koszyka „płynnych aktywów”, podnosząc formalną wartość netto i – co za tym idzie – maksymalną linię kredytową.
Dla przedsiębiorców i rodzinnych biur inwestycyjnych, które od początku roku przenoszą część portfeli z obligacji do kryptowalut, może to oznaczać setki milionów dolarów dodatkowej gotówki do dyspozycji. Bank zapewnia, że protokoły zarządzania ryzykiem pozostaną konserwatywne, a wyceny ETF-ów będą aktualizowane w cyklu intraday, podobnie jak w przypadku blue-chipów giełdowych.
Rynek przyjmuje wiadomość bez fajerwerków
Bitcoin – w teorii główny beneficjent decyzji – zareagował zaskakująco spokojnie. W środowe popołudnie, tuż po publikacji Bloomberga, kurs oscylował wokół 105 tys. USD, tracąc niespełna procent w skali doby. Trudno oprzeć się wrażeniu, że inwestorzy od kilku miesięcy wyceniali już perspektywę wykorzystania ETF-ów jako zabezpieczenia kredytów.
Nie zmienia to faktu, że ruch JPMorgana może stać się kolejnym katalizatorem dla instytucjonalnego popytu – zwłaszcza jeśli konkurenci, tacy jak Goldman Sachs czy Bank of America, pójdą w jego ślady.