Jeffrey Gundlach, znany w świecie finansów jako „Bond King”, znowu wraca z odważną prognozą dotyczącą inwestowania. W swojej najnowszej publikacji szef DoubleLine Capital stwierdził, że złoto – mimo spektakularnych wzrostów – nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Ba, według niego, zanim skończy się 2025 rok, możemy być świadkami historycznego rekordu. Nawet 4000 dolarów za uncję.
Złoto kontra Bitcoin. Kto wygrywa w 2025?
Gundlach zwrócił uwagę, że kruszec radzi sobie w tym roku lepiej niż większość aktywów. „Bitcoin wzrósł o 19%, ale złoto dało dwa razy więcej” – podkreślił. I rzeczywiście, metal szlachetny od kilku miesięcy jest w trendzie pionowym. Po krótkiej konsolidacji, zamiast spadków, dostaliśmy wybicie w górę. Efekt? Cena przekroczyła już 3500 dolarów, a pojedyncze sesje potrafią przynieść ruchy po 25-50 dolarów.
Dla inwestorów porównujących złoto i BTC to mocny sygnał. Gundlach uważa, że kruszec staje się stałym elementem portfeli inwestycyjnych, a nie tylko „bezpieczną przystanią na chwilę kryzysu”. Taka narracja towarzyszy złotu od zarania dziejow.
Zdaniem miliardera kluczowe są dwie kwestie: ogromne deficyty budżetowe USA i odpływ zagranicznego kapitału z amerykańskiego rynku. „Jestem spokojny trzymając złoto tak długo, jak Stany Zjednoczone drukują, a zagraniczne pieniądze odpływają z kraju” – zaznaczył.
Według niego ten trend nie skończy się szybko. Co więcej, może być fundamentem dla wieloletniej hossy na złocie. Dopiero „całkowita zmiana reżimu” – jak to ujął Gundlach – w polityce fiskalnej i przepływach kapitałowych mogłaby odwrócić sytuację.
Złoto wygrywa ze wszystkim?
W kontekście bieżącego roku Gundlach zwraca uwagę na coś jeszcze: złoto przewyższa nie tylko Bitcoina, ale też klasyczne akcje. W efekcie fundusze typu „permanent portfolio”, które od lat dzielą kapitał między cztery klasy aktywów (złoto, gotówkę, akcje i towary), notują świetne wyniki.
Czy 4000 dolarów stanie się faktem już w grudniu? Tego oczywiście nikt nie zagwarantuje. Ale jeśli spojrzeć na dynamikę ostatnich miesięcy i na to, jak spokojnie inwestorzy przyjmują kolejne rekordy, nie brzmi to wcale jak mokry sen.