Jeśli śledzimy rynek krypto, to raczej jesteśmy przyzwyczajeni do fajerwerków. Gwałtownych wzrostów, dramatycznych krachów. Momentów, które w kilka godzin zmieniają fortuny w pył. I na odwrót. Wiadomości o milionerach, którzy jeszcze kilka godzin wcześniej nimi nie byli, też są na porządku dziennym. Ale co, jeśli droga do miliona dolarów za Bitcoina nie będzie żadnym spektakularnym widowiskiem?
Bitcoin do miliona dolarów? Analityk: „To będzie nudne jak cholera”
Taką tezę stawia znany w środowisku analityk, kryjący się pod pseudonime PlanC. Twierdzi on, że nie będzie już oczywistych momentów, by „kupić dołek”. Pożegnajcie się z tym. Zamiast tego Bitcoin ma „powoli wspinać się w górę” przez następne lata, z niewielkimi, kilkunasto- czy trzydziestoprocentowymi korektami, ale bez klasycznych 80% spadków, do których przywykł rynek.
Według eksperta, taka nudna ścieżka mogłaby wynieść Bitcoina do 1 miliona USD dopiero w 2032 roku. Brzmi mało ekscytująco? Być może, ale dla instytucji, funduszy ETF i skarbców korporacyjnych to wręcz wymarzony scenariusz. Stabilny wzrost, popijając filiżankę herbatki, zamiast rollercoastera i jazdy bez trzymanki.
Nuda? Bzdura, jedziemy z „omega candle”!
Nie wszyscy jednak kupują tę wizję. Samson Mow, założyciel Jan3, przewiduje, że lada moment zobaczymy coś odwrotnego – tzw. „omega candle”. Czyli skok ceny o… 100 tys. dolarów w jeden dzień. W jego ocenie Bitcoin za milion może wydarzyć się nie w 2032, ale nawet w tym albo maksymalnie w przyszłym roku.
Problem? Jak niedawno ostrzegał miliarder Mike Novogratz, taki scenariusz oznaczałby, że gospodarka USA jest w katastrofalnym stanie. „Ci, którzy kibicują milionowi w przyszłym roku, nie rozumieją: to by znaczyło, że kraj jest w totalnej rozsypce” – mówił szef Galaxy Digital.
Coraz więcej ekspertów sugeruje, że wraz z wejściem instytucji i ETF-ów zmieniła się struktura popytu. Pav Hundal z giełdy Swyftx zauważa, że „skarbce korporacyjne, biurka instytucjonalne i nawet rządy” tworzą solidną bazę zakupową, która może wygładzać wahania. Ale przy tym ostrzega: to wciąż nieznane terytorium. Jeśli rynek kredytowy się zachwieje, nawet „mocne ręce” mogą stać się sprzedawcami z przymusu.
Na horyzoncie mamy dwa więc skrajne scenariusze. Powolny, nudny marsz w stronę miliona… albo eksplozję w stylu „omega candle”, która jednym ruchem przewróci stolik.