Pętla na szyi Internetu? Pierwszy powszechny zakaz social mediów wszedł w życie, setki tysięcy dzieci odcięte

Powszechny i w teorii całkowity zakaz korzystania z mediów społecznościowych przez dzieci – zdefiniowane jako osoby poniżej 16 roku życia – oficjalnie zaczął obowiązywać w Australii. Oficjalnie i w teorii – bowiem jak to zwykle bywa, pomimo zapędów cenzorskich ze strony władz, zakaz nie jest niemożliwy do obejścia. Mimo to dla setek tysięcy nieletnich Australijczyków oznacza on towarzyski i komunikacyjny dramat. Zdaniem krytyków, stanowią oni tutaj wyłącznie „stratę uboczną”, naprawdę chodzi zaś o co innego – o same social media. I kontrolę nad nimi.

Zakaz „przywitał” swoich użytkowników zablokowanymi ekranami logowania. Takie wyświetliły swoim użytkownikom największe social media, portale i platformy społecznościowe: Facebook, Instagram, TikTok, Snapchat, YouTube czy Twitch. Nawet Reddit, który bardziej przypomina sieciowe forum niż platformę społecznościową, został zakazany. To samo dotyczy X vel Twittera, który ma oficjalnie przestrzegać zakazu, lecz nie podejmować jakichś przesadnych wysiłków, by wykryć osoby go omijające. Nie ma to zresztą wielkiego sensu, nawet gdyby firmie na tym zależało.

To „dla dzieci”

Sensu, zdaniem krytyków, nie ma w ogóle cały zakaz – przynajmniej w odniesieniu do oficjalnie deklarowanych celów. Oficjalnie wprowadzony na mocy ustawy Online Safety Amendment (Social Media Minimum Age) Bill of 2024, ma w teorii „chronić” dzieci. Chronić przed uzależnieniem od sieci społecznościowych, od wykorzystywania w sieci, od nękania, szkodliwych treści, „radykalizmu” i tak dalej. Pod tym pretekstem zakazano zatem dzieciom dostępu do, przykładowo, wspomnianego Reddita czy YouTube’a, mimo że jak wspomniano, funkcja społecznościowa jest tam ograniczona.

Z zakazu zwolnione zostały takie zupełnie-nie-media jak WhatsApp, LinkedIn, Pinterest, GitHub czy Steam. Ba, nie objęte nim zostały takie ciekawe przypadki jak Discord, Roblox czy Telegram – co w osobliwy sposób koresponduje z deklarowanymi zamiarami „ochrony” dzieci (to właśnie te portale były wielokrotnie miejscem wykorzystywania dzieci, rozpowszechniania drastycznych treści, czy wręcz kanałem komunikacyjnym grup terrorystycznych). Wszystko to nie ma zatem sensu – przynajmniej jeśli wziąć za dobrą monetę oficjalne deklaracje.

Wielki Brat chce „weryfikacji wieku”

Wprowadzeniu zakazu na media społecznościowe dla najmłodszych i odcięciu dzieci od ich kont towarzyszyła w Australii sytuacja ocierająca się wręcz o zbiorowy obłęd. Urządzano fety, wyświetlano okolicznościowe oświetlenia budynków publicznych, szereg polityków, na czele z premierem Anthonym Albanesem, wygłosił triumfalne mowy, jak gdyby ich kraj właśnie zwyciężył w jakiejś wojnie. Duże media korporacyjne, tzw. „głównego” nurtu, egzaltowały się radosną atmosferą. Przewijały się patetyczne slogany o „historycznej chwili”, „ratowaniu żyć” etc.

Wszystko to nabiera sensu – co zresztą dla szerokich kręgów Australijczyków było wiadome od dawna – w jaki sposób zakaz ten ma być egzekwowany. Otóż pod pretekstem uniemożliwienia dzieciom dostępu, wprowadzono drakońskie narzędzia inwigilacyjne. Portale czy media społecznościowe muszą teraz skanować twarze użytkowników i inne dane biometryczne, czy ich oficjalne dokumenty, zanim w ogóle dopuszczą ich do utworzenia kont – tym samy całkowicie i ordynarnie likwidując jakiekolwiek ślady czy pretensje do prywatności w Internecie. Oczywiście ze sloganami, że to „dla dzieci”.

Dyktator i media społecznościowe

Sam premier Albanese – który zasłynął stwierdzeniem, że „gdyby został dyktatorem, jego pierwszym nakazem byłaby likwidacja social mediów” – najprawdopodobniej właśnie osiągnął swój cel. To samo można powiedzieć o pławiących się w samozadowoleniu paniach minister ds. komunikacji, Anice Wells, czy komisarz ds. eBezpieczeństwa, Julie Inman Grant – które od dawna forsowały agresywną kontrolę Internetu i jego użytkowników przez państwo.

I choć toczą się obecnie pozwy nastolatków, którzy twierdzą, że zakaz narusza gwarantowane australijską konstytucją prawo do komunikacji politycznej, to trudno stwierdzić, czy – a jeśli tak, to kiedy – mogłyby przynieść jakikolwiek efekt. Hasłem „dla dzieci!” można przecież uzasadnić dowolnie agresywne regulacje. Pewnym postcriptum może być fakt, że wyniku wejścia w życie zakazu popyt na połączenia za pośrednictwem sieci VPN miał w Australii wzrosnąć o 150-300%.

Oczywiście władze tego kraju natrętnie domagają się, aby ich wykorzystania także zablokować.