Nooby: twórca Diablo, Warcrafta zmuszony do ustępstw po buncie graczy przeciw cenzurze

Nikomu choćby pobieżnie zainteresowanemu tematyce gamingowej – a także wielu z tych niezainteresowanych, dostrzegających jednak, jak wielką i istotną częścią współczesnej kultury są gry wideo – najpewniej nie trzeba przybliżać nazwy Blizzard Entertainment. Choć w odróżnieniu od wielu gigantów tej branży nie „wypluwa” ona z siebie licznych gier – a nawet wprost przeciwnie, jak na firmę o takim statusie wydała ona ich w istocie niewiele – to niemal każdy z jej tytułów uważany jest za tzw. hit.

Gwoli jedynie nadmienienia – Blizzard jest twórcą takich ikonicznych gier jak kolejne quasi-RPG-i z serii Diablo, strategie czasu rzeczywistego Starcraft i Warcraft, oparty na tej ostatniej ogromny, sieciowy MMORPG World of Warcraft czy drużynowa strzelanka Overwatch. To relatywnie niewielkie portfolio dokonań zapewniło jej rozpoznawalność porównywalną z gigantami rynku takimi jak Ubisoft, BioWare czy Take-Two. A prócz rozpoznawalności, także (do pewnego momentu) oddanie fanów.

Jak wywołać wściekłość własnych fanów

Firma, choć po fuzji z Activision, a obecnie własność Microsoftu (który za Activision Blizzard zapłacił niemal 69 miliardów dolarów, najwięcej w historii branży), działa jako podmiot autonomiczny. Niestety, nie ustrzegło jej to przed powieleniem tych samych głębokich skaz, jakie są dziś nieomal znakiem rozpoznawczym największych korporacji tzw. Big Tech-u, jak Google, Apple czy właśnie Microsoft. Skaz sprowadzających się przekonania, że mają prawo dyktować swoim klientom własną wizję świata.

Oto bowiem Blizzard został zmuszony do cofnięcia permanentnego bana, którym uderzono w jednego z graczy w Overwatch 2. Cóż takiego zrobił ów gracz? Otóż zasugerował – w prywatnym czacie – że inny gracz zdradza cechy tzw. nooba. Słowo to to slangowe określenie newbie, czyli nowicjusza. Jako takie uchodzi za raczej mało pochlebne i nieco pejoratywne. Nie jest jednak także wulgaryzmem, zaś w komunikacji sieciowej graczy bywa jednym z najczęściej używanych terminów slangowych

Już samo to, że „moderatorzy” (czy też, wedle bardzo licznych opinii, po prostu cenzorzy) firmy pozwalają sobie na nadzorowanie prywatnych rozmów użytkowników, wywołuje zrozumiałe kontrowersje. Bledną one jednak przy reakcji społeczności graczy Overwatch 2 (a także w ogóle internautów) na fakt, że firma Blizzard poszła w tym kierunku jeszcze krok dalej – próbując wedle swojego kaprysu kształtować to, jakim językiem mają posługiwać się gracze.

Tym razem Blizzard przeszarżował?

Że nie była to zwykła pomyłka i nadmiar cenzorskiego entuzjazmu aroganckich moderatorów świadczy fakt, że zbanowany gracz odwołał się od decyzji. Po czym otrzymał informację, że firma, orzekając we własnej sprawie, uznała swą decyzję za zasadną (cóż za zaskoczenie…). Apelację tę rozpatrywała zresztą najprawdopodobniej ta sama osoba, która bana nałożyła, wnioskując z użytej przez nią w wiadomości pierwszej osoby liczby pojedynczej.

Na szczęście dla gracza – a ku nieskrywanemu dyskomfortowi firmy – Blizzard nie miał kontroli nad tym, co działo się na zewnętrznych forach (jak np. poświęconych grze wątkach na Reddicie). A tam szybko okazało się, że masy graczy sobiepaństwo firmy doprowadziło do złości – czemu dali wyraz. Po dwóch dniach tego publicznego prania brudów – i Być może bojąc się, że poziom wściekłości graczy jest w stanie wywołać choćby częściowy bojkot gry – Blizzard ustąpił.

Firma opublikowała w tej sprawie oświadczenie (co samo w sobie stanowi rzadkość – giganci rynku najczęściej „panują spoza chmur” i nie zniżają się do brania pod uwagę opinii klientów). Przyznając, że w istocie nie ma racji (kolejne zaskoczenie…), Blizzard stwierdził nawet, że odtąd takie wypowiedzi nie będą ścigane. „Our bad. ban reversed. you can say noob now” – napisano. Niestety, trudno stwierdzić, by oznaczało to zasadniczy przełom w polityce firmy.

Moderator – twój pan, nadzorca i wychowawca

Samo bowiem to, że w dalszym ciągu wskazuje ona, których słów można, a których nie można używać, świadczy, że nie zaniechano prób sprawowania policyjnego dozoru nad językiem graczy. Niedawno zresztą Blizzard rozszerzył zakres tych działań, wprowadzając automatyczne mechanizmy prewencyjnej cenzury wiadomości wysyłanych do siebie przez graczy. Firma podejmowała także kroki zmierzające do tego, by nagrywać graczy na czacie głosowym.

Wszystkie te działania mają wymiar nie tylko „wychowawczy” w stosunku do klienta. Blizzard próbował bowiem narzucać graczom przyjęcie (choćby milczące) wizji świata forsowanej przez swoje korporacyjne kierownictwo – i zbliżonej do światopoglądu woke. Executive’owie firmy mieli także dopuszczać się rasowej dyskryminacji osób białych, pomijając też w awansach mężczyzn. Niektórzy pracownicy nawet szydzili w Internecie z oburzonych tym faktem fanów. I bana nie dostali.

Zarazem, pomimo szermowania postępową, „różnorodnościową” i „inkluzywną” retoryką (choć ewidentnie nie wobec białych), firma nie miała problemu przed uległością wobec komunistycznych władz Chin, tłumiąc przejawy ich krytyki. I to w czasie pro-demokratycznych protestów w Hongkongu.