Największa na świecie pod względem nominalnej mocy elektrownia atomowa, Kashiwazaki-Kariwa w Japonii, ma wznowić działanie. Obiekt ten został wyłączony po słynnej katastrofie w elektrowni Fukushima w 2011 roku – obecnie jednak polityka władz japońskich zmierza do renesansu siłowni nuklearnych w Kraju Kwitnącej Wiśni jako wydajnego i ekonomicznego źródła energii. Chyba, że sam ów renesans ugrzęźnie w niekończących się procedurach i formalnościach.
Być może umieszczenie niniejszej wiadomości w kategorii „nowe technologie” jest cokolwiek nieoczywiste, jednak sytuację z nią związaną najlepiej ilustruje znany tytuł „Everything old is news again” – i tak też jest w przypadku owej elektrowni. Co istotne, została ona wzbogacona o szereg faktycznie nowych rozwiązań technologicznych, które stanowić mają przełom w dziedzinie zabezpieczenia obiektu przed wpływem katastroficznych sytuacji naturalnych lub tych wywołanych przez człowieka.
Jak reaktor z popiołów
Ad rem – elektrownia Kashiwazaki-Kariwa, zlokalizowana w Niigata w środkowej Japonii (na jej zachodnim wybrzeżu, „od strony Azji”) w relatywnie szybkim tempie zmierza do wznowienia pracy. Relatywnie szybkim, nie po prostu szybkim – ponieważ na wskroś skostniała japońska biurokracja państwowa, mimo całego zaawansowania tego kraju i wszystkich jego osiągnięć gospodarczych czy technologicznych, działa w lodowcowym tempie i formalności ciągną tam się całymi latami.
Dość powiedzieć tutaj, że elektrownia ta. wyłączona w 2011 r., po wywołanej trzęsieniem ziemi oraz falami tsunami katastrofie Fukushimy, formalną zgodę na wznowienie pracy od japońskiego Urzędu Regulacji Nuklearnej (NRA), o co wnioskował jej operator, Tokyo Electric Power Company (TEPCO) otrzymała już w 2017 r. Od ośmiu lat trwały jednak przepychanki polityczne na poziomie lokalnym. Teraz nareszcie wygląda na to, że wreszcie dobiegają one kresu.
Gubernator prefektury, Hideyo Hanazumi, pod koniec listopada ogłosił bowiem decyzję o dopuszczeniu obiektu do wznowienia pracy. To krok o tyle kluczowy, że w ciągu ubiegłych lat to właśnie gubernatorzy Niigaty blokowali restart. Zmieniło to się wraz z ewolucją nastrojów politycznych oraz naciskami rządu w Tokio, który w trosce o zapewnienie niezbędnej energii dla gospodarki Cesarstwa Wschodzącego Słońca dąży do ponownego zwiększenia udziału energetyki nuklearnej w krajowym miksie energetycznym.
Elektrownia publicznego (nie)zaufania
Oczywiście, w realiach japońskiej biurokracji nic nie jest tak proste, i nawet to nie wystarczy jeszcze do jej wznowienia. W tym celu wypowiedzieć się też musi lokalne zgromadzenie prefektury – jego posiedzenie w tej sprawie rozpoczęło się 2. grudnia i potrwa aż do 22-go, kiedy to będzie miało miejsce głosowanie. Jeśli przebiegnie ono po myśli operatora i rządowych planistów, gubernator formalnie notyfikuje tę decyzję władzom centralnym – i dopiero wtedy proces zatwierdzania się zakończy.
Elektrownia Kashiwazaki-Kariwa dysponuje (w teorii) łączną mocą 8212 MW, i składa się z siedmiu reaktorów typu BWR/ABWR (boiling water reactor/advanced). Ponowne dopuszczenie do użytku obejmować ma w pierwszej kolejności poddane modernizacji reaktory nr 6 i 7, o mocy po 1356 MW. Aby uzyskać owo dopuszczenie, TEPCO zainwestowała kwoty idące w miliardy jenów w celu zwiększenia odporności obiektu na zjawiska sejsmiczne, a także bezpieczeństwa antyterrorystycznego.
Firma obiecała też „wnieść pieniężny wkład w ożywienie regionalnej gospodarki”. Mimo to wielu Japończyków darzy firmę brakiem zaufania, w związku z wciąż żywymi w pamięci wielu mieszkańców następstwami Fukushimy. Elektrownia Kashiwazaki-Kariwa nie będzie jednak jedyną, która wraca online. Z 33 siłowni jądrowych, które wyłączono w 2011 r., 14 już powróciło do pracy, zaś w przypadku kolejnych 11 trwają procedury biurokratyczne (jak zwykle przewlekłe) zmierzające do tego samego.