Chiński rynek nieruchomości mieszkaniowych już od dłuższego czasu zdaje się przypominać Jengę. Przynajmniej z perspektywy chińskich banków, które toną w wierzytelnościach hipotecznych. A które to wierzytelności okazują się finansową pułapką – w efekcie czego chwieje się cały system finansowy kraju. Na podobieństwo wspomnianej Jengi.
Jak poinformowano, w ciągu ostatniego roku w Chinach liczba eksmisji wzrosła aż o 43%. To naturalnie efekt tego, że wielu kredytobiorców nie spłaca swoich zobowiązań. W rezultacie czego banki masowo przejmują mieszkania i wystawiają je na licytację. Tyle że – nawet patrząc jedynie z perspektywy bankowych bilansów finansowych – to nie działa.
Nie działa, ponieważ chiński rynek nieruchomości mieszkaniowych gwałtownie traci swoją wartość. Nie oficjalnie, rzecz jasna – władze w Pekinie robią, co mogą, by zapobiec jego załamaniu. Jednak chętnych na mieszkania (a ściślej – chętnych, który są w stanie za nie zapłacić) bardzo brakuje. Wartość samych zaś nieruchomości – w tym przede wszystkim masowo budowanych mieszkań w mrówkowcach – bardzo tam spadła.
To ostatnie jest zresztą często przyczyną, dla którego kredytobiorcy wolą stracić mieszkanie niż spłacać kredyt, którego wysokość przerasta wartość tegoż mieszkania. Wielu innych ma po prostu problemy finansowe i nie jest w stanie na bieżąco spłacać wierzytelności hipotecznych. W efekcie tego banki zostają z coraz większą „górą” mieszkań. Z którymi nie bardzo mają co zrobić.
Zresztą nie tylko indywidualny rynek nieruchomości jest tu problemem. Wiele chińskich firm zwykło traktować nieruchomości jako zabezpieczenie zobowiązań. Banki zaś, ze swej strony, szeroko takie zabezpieczenie akceptowały. Także jednak i w tym segmencie daje się odczuć raptowne obniżenie wartości tego zabezpieczenia.
Nieruchomości przejmowane zaś od podmiotów w upadłości okazuje się często nie pokrywać wierzytelności – i to nawet w sytuacji, w której uda się je sprzedać.
Nie oznacza to wszystko, że chińskim bankom grozi natychmiastowa upadłość. Sektor en masse dysponuje ogromnymi rezerwami, rocznie osiąga zaś zyski rzędu równowartości 600 miliardów dolarów. Z tego wszystkiego musi jednak pokryć rosnące straty.
Co więcej, eksmisje z nieruchomości są w Chinach nader wrażliwym społecznie tematem. Przez to władze naciskają zaś na sektor bankowy w celu ograniczenia ich skali. Jej rozrost może bowiem być przyczynkiem do niepokojów społecznych. A tych władza chce, rzecz jasna, za wszelką cenę uniknąć.
Na domiar kłopotów chiński rząd, w ramach działań zmierzających do rozruszania gospodarki, „zachęca” banki do… jeszcze większego zwiększenia akcji kredytowej w zakresie nieruchomości. Czyli jeszcze głębszego zagłębiania się w pułapkę, która w znacznej mierze jest przyczyną ich obecnych problemów. Chińskie banki, w dużej mierze podmioty państwowe, nie są w stanie nie skorzystać z „zachęty” władz.