Program wspierania mieszkalnictwa „Klucz do mieszkania” zaledwie parę dni temu ujrzał światło dzienne, a już wywołuje spore emocje. Dzieje się tak, chociaż szczegóły inicjatywy nie są do końca znane – na razie poznaliśmy zarys pomysłu. Zarys, na który szybko zareagowali deweloperzy. Pisząc krótko: nie są zadowoleni. Tymczasem coraz bardziej realny wydaje się wzrost cen wywołany nowym programem.
Deweloperzy domagają się wsparcia. Bo tworzą miejsca pracy
Przywołany rządowy program Klucz do mieszkania ma się składać z trzech elementów: mieszkalnictwa komunalnego, społecznego oraz własnościowego. Ten ostatni element będzie realizowany w ramach inicjatywy „Pierwsze klucze”. Więcej na temat jego założeń przeczytacie w tym tekście. Jedną z istotnych składowych programu jest to, że wsparcie dla części własnościowej będzie dotyczyć wyłącznie lokali z rynku wtórnego – pominięte zostaną mieszkania z segmentu pierwotnego. I na to nie godzą się deweloperzy.
Polski Związek Firm Deweloperskich za pośrednictwem platformy X skomentował nowe pomysły rządu. Instytucja reprezentująca kilkaset firm z sektora nieruchomości zaznaczyła np., że nie rozumie, dlaczego z programu wsparcia wyłączono segment pierwotny. Bo to on, a nie rynek wtórny, generuje wzrost PKB czy nowe miejsca pracy. Organizacja nie zgadza się z tym, że potencjalnym klientom odbiera się możliwość wyboru. Argumentacja jest następująca: rynek wtórny to stare budownictwo i wysokie koszty utrzymania lokalu. Jeśli ktoś myśli o niższych kosztach użytkowania, powinien wybrać nowe budownictwo.
Związek zauważył też, że w ramach programu BK2 (inicjatywa wprowadzona jeszcze za rządów PiS – powszechnie uważa się, że doprowadziła ona do dynamicznego wzrostu cen na rynku nieruchomości) na rynek pierwotny trafiło 38 proc. wsparcia finansowego. Więcej pieniędzy, bo 46 proc. powędrowało do sprzedawców z rynku wtórnego. A zatem skoro wtedy korzystali jedni i drudzy, dlaczego teraz ma być inaczej?
Minister nie dostrzega pułapek w swoim programie
Tyle branżowa organizacja. Czy deweloperzy rzeczywiście nie skorzystają na nowym pomyśle? To wydaje się mało prawdopodobne. Jeśli wsparcie kredytobiorców wywinduje ceny mieszkań z rynku wtórnego, to ceny na rynku pierwotnym też wzrosną. I dobiją do limitu ustalonego przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii, któremu przewodzi Krzysztof Paszyk. Ten ostatni był ostatnio gościem m.in. TVP Info i gospodarz programu zasugerował, że może nas czekać kolejny skok cen, ale minister wydaje się być odporny na te argumenty. Najwyraźniej wciąż nie zapoznał się z historią cen w tym biznesie w ostatnich latach.
Czy nowy program ma poparcie wszystkich koalicjantów?
Krytycy nowych pomysłów podnoszą jeszcze jeden istotny zarzut: owe limity łatwo wyrzucić do kosza, skoro gminom przyznaje się prawo ustanawiania własnych progów. A jeśli lokali politycy mogą decydować o cenach mieszkań, pojawia się ryzyko ich korumpowania. Czy zauważył to wyłącznie dziennikarz TVP? Nie. Podobny argument wysunęła minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej pochwaliła nowy program za otwarcie się na mieszkalnictwo społeczne i komunalne, ale wgląda na to, że dopłaty do mieszkań własnościowych wciąż nie mają poparcia jej ugrupowania. A bez tego może być trudno przeforsować zaproponowane projekty.