Niewidzialna ręka rynku ponownie dała o sobie znać i rozwiązała palący problem społeczności. Tym razem w jednym z największych polskich miast – Wrocławiu. Tak przynajmniej przedstawia sprawę były prezydent tej miejscowości, Rafał Dutkiewicz. Jego zdaniem budowanie mieszkań socjalnych nie było potrzebne, deweloperzy sami odpowiedzieli na rosnący popyt. Być może dlatego ceny lokali wystrzeliły w stolicy Dolnego Śląska i sprawiły, że rzesze ludzi mogą tylko pomarzyć o własnym „M”?
Mieszkania socjalne? We Wrocławiu to zbędny luksus
Bardzo ciekawie zapowiada się rozmowa, którą Forbes przeprowadził z Rafałem Dutkiewiczem. Ten ostatni w latach 2002-2018 pełnił funkcję prezydenta Wrocławia, a obecnie jest prezesem Pracodawców RP. Już wstęp robi wrażenie:
Gospodarka wytworzyła wystarczającą ilość przestrzeni do mieszkania. Ciągłe okładanie deweloperów pejczem jest niestosowne” – przekonuje Dutkiewicz.
A potem jest jeszcze zabawniej, bo oczom czytelnika ukazuje się następujący fragment:
Kiedyś, w 2018 r., gdy byłem jeszcze prezydentem Wrocławia, przyjechał do mnie burmistrz Berlina i zapytał, ilu mamy Ukraińców. Gdy dowiedział się, że w całej aglomeracji mieszka ponad 100 tys. obywateli ukraińskich, zapytał, ile mieszkań socjalnych musiałem zbudować? Na co ja powiedziałem, że ani jednego. Sama gospodarka wytworzyła wystarczającą ilość przestrzeni do mieszkania – mówi Rafał Dutkiewicz, prezes Pracodawców RP.
Dane NBP nie pozostawiają złudzeń: ceny wystrzeliły
Mam nadzieję, że przynajmniej część z Was po przeczytaniu tych słów wzięła głęboki oddech i powstrzymała się przed zniszczeniem smartfona czy komputera. Niestety, przywołany fragment nie jest przywidzeniem. Człowiek, który przez 16 lat zarządzał Wrocławiem, pochwalił się tym, że nie budował mieszkań socjalnych. Bo rynek przecież sam potrafi się regulować. Rosła liczba mieszkańców, a zatem i popyt na lokale, rosnąć musiała też podaż. W efekcie nie powinno być mowy o skokowych wzrostach cen mieszkań. Prawda?
Potwierdzenia szukam w raporcie NBP. Bank centralny regularnie podsumowuje to, co dzieje się na rynku nieruchomości w największych polskich miastach. Dane te nie sięgają 2002 roku, najstarsze pochodzą z końca 2006 roku. Nie będziemy jednak grzebać w prehistorii, rzućmy okiem na dane banku centralnego z 2010 roku. Wynika z nich, że na rynku pierwotnym we Wrocławiu za 1 metr kwadratowy mieszkania klient musiał zapłacić w IV kwartale około 5,7 tys. zł. Tak to wyglądało po 8 latach rządów wspomnianego prezydenta.
Minęło kolejnych osiem lat, Rafał Dutkiewicz przyjął rzeczonego burmistrza Berlina i… wciąż nie było tragedii, bo za jeden metr kwadratowy należało wówczas zapłacić w stolicy Dolnego Śląska około 6,9 tys. zł. W końcu jednak bezczynność i oddanie polityki mieszkaniowej w ręce deweloperów dały o sobie znać. Jak to wygląda obecnie? Z raportu NBP wynika, że za 1 metr kwadratowy we Wrocławiu trzeba zapłacić… ponad 14,1 tys. zł. Tak, dobrze widzicie – w ciągu kilku lat cena uległa podwojeniu.
Rafał Dutkiewicz niczym Krzysztof Paszyk – wciąż wierzy w deweloperów
Rzeczywiście, gospodarka wytworzyła wystarczającą ilość przestrzeni do mieszkania. Nie można jednak wykluczać, że Rafał Dutkiewicz wciąż odczuwa skutki wypadku, do którego doprowadził w 2014 roku. Prezydent Wrocławia nie ustąpił wówczas pierwszeństwa tramwajowi, a ten uderzył w bok jego samochodu. Możliwe, że zderzenie wciąż mąci myśli i nie pozwala trzewo spojrzeć na sprawę, zrozumieć, że przyłożyło się rękę do kosmicznego wzrostu cen.
Najlepszym podsumowaniem tej sprawy, będzie chyba reakcja na słowa ministra Krzysztofa Paszyka, który w telewizyjnym studiu próbował przekonać widzów, że polityka mieszkaniowa jest tworzona z myślą o nich, młodych ludziach. Ci ostatni skwitowali te słowa salwą śmiechu…