Atmosfera wokół rynku nieruchomości w Polsce jest w coraz trudniejszej kondycji. Po dymisji ministra Tomczaka coraz intensywniej zaczęto zastanawiać się, czy jest choćby cień szansy na wejście w życie 'Kredytu na start’. Krzysztof Paszyk z PSL nie odpuszcza i zamierza zaprezentować 'kompleksową’ propozycję. Niemniej jednak na rynku coraz trudniej o klienta.
Wobec przestoju to kupujący mają bardzo korzystną pozycję negocjacyjną i często udaje im się negocjować nawet dwucyfrowe zniżki z ofertowych cen. Wzrost ceny za metr na portalach, jak słusznie zauważyli analitycy Expandera jest w dużej mierze iluzją. Od miesięcy mamy już rynek konsumenta, po którym porusza się on coraz śmielej.
Część zainteresowanych kupnem postanowiła nie czekać na 'kredyt zero’, wybierając tańsze mieszkania, często daleko od miast. W październiku zainteresowanie tanimi mieszkaniami wzrosło o ponad 52% r/r wg. wyliczeń tabelaofert.pl. Pod względem popytu teoretycznie przyszły rok zapowiada się dla sprzedających lepiej, ale ostatnie dane o inflacji nie dają zbyt wiele miejsca na obniżki stóp w NBP.
Dostępność mieszkań jest wciąż bardzo niska. Za średnie wynagrodzenie Polak może pozwolić sobie na zakup ok. 7,2 m2, wobec prawie 9 m2 w roku 2021. Co więcej, raty kredytów hipotecznych są bardzo wysokie i w przypadku standardowego kredytu hipotecznego na mieszkanie 60m2 ze stałą stopą oznaczają poświęcenie prawie 60% średniego wynagrodzenia. Aktualnie 'rządzi klient’ gotówkowy’.
Rośnie podaż. Rekordowa ilość mieszkań dopiero trafi na rynek?
Stare powiedzenie mówi, że większość inwestycji na rynku nieruchomości 'oddawanych’ jest w złych czasach. Zatem, czy i tym razem jest podobnie? Podaż ofert sprzedaż nieustannie rośnie. To również 'dobrze dla kupujących’. Dla przykładu, w Łodzi obserwujemy spadki cen rok do roku o prawie 5%.
Nie tylko rynek wtórny 'cierpi’ na trudności w negocjowaniu jak najwyższych cen sprzedaży. Deweloperzy często kuszą promocjami na komórki lokatorskie i garaże 'w cenie’. Jeszcze rok temu niemal nikt nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Wręcz przeciwnie. Dlaczego?
Poneiważ 'wysyp’ oddawanych nowych inwestycji deweloperskich dopiero nas czeka. Oto garść danych z GUS. We wrześniu wybudowano 19,2 tys. mieszkań i domów tj. o 0.8% więcej miesiąc do miesiąca i 3,3% mniej r/r. Gdyby jednak spojrzeć szerzej, w ciągu trzech pierwszych kwartałów roku 2024 całkowita liczba budowanych nieruchomości wzrosła o 31% r/r, do 181,5 tys.
Sami deweloperzy, w przeciągu trzech kwartałów 2024 wybudowali 117 tys. mieszkań tj. 2% więcej rok do roku i 1,5% więcej, niż w całym roku 2022 i więcej, niż w 2021 roku, gdy kredyty były rekordowo tanie. Po trzech kwartałach wybudowali 152,4 tys. lokali z pozwoleniem, o 33% więcej rok do roku. Zatem to idealne warunki do spadków cen. Popyt nie nadąża za wzrostem podaży, efekt może być jeden.
to bardzo dobrze. spadną marzę deweloperów oraz zostaną zoptymalizowane koszty. deweloperzy pewnie spokojnie przeżyją 30 procent niższe ceny. spekulanci jak zarobią 10 procent zamiast 40 też nie załamie to gospodarki. a dla normalnych ludzi będzie to o wiele lepsze od niskooprocentowane go kredytu spłacanego z naszych podatków.