Sąd federalny w Luizjanie zakazał administracji prezydenta Bidena oraz agencjom rządu federalnego utrzymywania nieformalnych kontaktów z platformami społecznościowymi, które to kontakty były wykorzystywane do wywierania wpływu na rzeczone firmy, aby te usuwały treści niezgodne ze stanowiskiem rządu lub dworujące sobie z jego polityki. Słowem, cenzurowania.
Wydany przez sędziego Terry’ego Doughty’ego zakaz – w formie temporary injunction – ma obowiązywać w czasie trwania procesu, który wytoczyli rządowi federalnemu stanowi prokuratorzy generalni Luizjany i Missouri (co może zając miesiące albo lata), po którego zakończeniu, w przypadku zwycięstwa powodów, potencjalnie może zostać zamieniony w permanent injunction.
Wspomniani prokuratorzy generalni, Jeff Landry i Andrew Bailey wywodzący się z Partii Republikańskiej, oskarżają kontrolowaną przez Demokratów administrację federalną o nieformalną, pozaprawną cenzurę w zmowie z kierownictwem firm technologicznych i mediów społecznościowych, które w swej większości politycznie sympatyzują z Partią Demokratyczną.
„[te działania to] najbardziej rażące naruszenia Pierwszej Poprawki w historii Stanów Zjednoczonych (…). Istnieją głębokie obawy, że obcesowy stosunek rządu świadczy o gotowości do dalszego łamania [poprawki]”
oświadczenie prokuratorów generalnych Luizjany i Missouri
Zmowa owa stanowić ma z kolei rażące i bezczelne łamanie zasady wolności słowa, gwarantowanej pierwszą poprawką do amerykańskiej konstytucji USA i rozumianej w USA bardzo szeroko – zwłaszcza jako prawo do wyrażania dezaprobaty dla władz we wszelkich formach.
Zobacz też: Coinbase: SEC uzurpuje władzę, której nie ma
.
Konstytucja konstytucją, ale nie może być tak, żeby każdy pisał co chce
Przedstawiciele władz federalnych oraz ekipy Bidena, reprezentowani w procesie przez Departament Sprawiedliwości, twierdzą, że wcale nie była to cenzura, a ich przedstawiciele jedynie „zachęcali” firmy technologiczne do blokowania treści stanowiących „dezinformację” oraz „koordynowali” z nimi zmierzające do tego kroki.
„Zakaz stanowi zagrożenie dla tego całkowicie legalnego postępowania i postawieniem [się] sądu w niewłaściwej [dla niego] pozycji nadzorowania władzy wykonawczej. Rodzi to poważne obawy dotyczące rozdziału władz.”
oświadczenie Departamentu Sprawiedliwości
Republikanie z kolei argumentują, że „zachęcanie” ze strony władz federalnych, mogących na różne sposoby – prawnie, finansowo lub personalnie – bądź to wynagradzać, bądź szykanować owe firmy, gdyby były one niechętne do współpracy, równa się w istocie szantażowi i stanowi nielegalny przymus. Pojęcie zaś dezinformacji nie stanowi dla rządu federalnego wytłumaczenia w odniesieniu do obowiązku przestrzegania konstytucyjnych swobód.
Władze federalne – twierdzące, że wykorzystanie nieformalnych działań cenzorskich jest uzasadnione, jeśli służy do walki z przestępczością, zewnętrznymi wpływami wyborczymi, zagrożeniami dla bezpieczeństwa oraz dbałości o zdrowie publiczne – zdaniem skarżących łamią zatem prawo, wspomniane cele bowiem nie stanowią pretekstu do ignorowania narzuconych przez konstytucję ograniczeń władzy oraz łamania wolności wypowiedzi.
.
Walka w sądowej klatce
Jak wiadomo z doświadczeń historycznych, czynniki rządowe mają uporczywą skłonność do tego, by za „dezinformację” uznawać jakąkolwiek wersję wydarzeń inną od wersji oficjalnej, jakiekolwiek stanowisko sprzeczne z ideologią lansowaną przez rząd oraz jakąkolwiek opinię krytyczną na temat owego rządu.
Departament Sprawiedliwości zapowiedział, że będzie składał apelację od decyzji o zakazie i wniósł o jego tymczasowe wstrzymanie (czemu oczywiście sprzeciwiają się prokuratorzy stanowi).
Zdaniem obserwatorów, wydanie zakazu stanowi sygnał, że sędzia może skłaniać się ku wersji Republikanów, temporary injunction jest bowiem z reguły wydawane jedynie wtedy, gdy przemawia za nim duże prawdopodobieństwo zwycięstwa wnioskodawców oraz szkody po ich stronie.
.
Może Cię zainteresować: