Z ostatniej chwili: Skandaliczne w USA. 'Najsłabsze dane od ponad 20 lat’. Recesja trwa?

Amerykańska gospodarka dostała dziś zimny prysznic. Biuro Statystyki Pracy (BLS) ogłosiło wstępne roczne korekty danych o zatrudnieniu, które pokazują, że w okresie do marca 2025 liczba miejsc pracy była przeszacowana aż o 911 tys. etatów. To największa korekta w dół od ponad dwóch dekad – i sygnał, że fundamenty rynku pracy nie są tak solidne, jak dotąd sądzono.

Rewizja większa niż zwykle

Na Wall Street spodziewano się sporego ruchu – prognozy wahały się od 600 tys. do miliona – ale skala korekty i tak wywołała konsternację. W praktyce oznacza to, że średnie miesięczne tempo tworzenia nowych etatów było niższe o około 76 tys., niż wynikało z bieżących publikacji. A to już zmienia optykę: zamiast przyzwoitej ekspansji, mamy obraz rynku pracy, który w 2024 r. i na początku 2025 r. stopniowo wytracał impet.

Szczególnie mocno ucierpiały sektory wrażliwe na cykle koniunkturalne. Hotelarstwo i gastronomia (-176 tys.), usługi biznesowe (-158 tys.) oraz handel detaliczny (-126 tys.). Transport i logistyka wypadły nieco lepiej… Ale to raczej wyjątek, potwierdzający regułę. Przypomnijmy, że 2024 rok był rokiem wyborczym, zatem 'majstrowanie przy danych’ przez trzymających władzę Demokratów mogło mieć sens.

Polityczne i instytucjonalne reperkusje

Rewizja nie jest tylko techniczną ciekawostką. Dane o rynku pracy to podstawa dla inwestorów, przedsiębiorców i polityków. Gdy okazuje się, że przez ponad rok obraz był wyraźnie zafałszowany, pytania o wiarygodność statystyk, sają się nieuniknione.

Tym bardziej że BLS od miesięcy jest na celowniku polityków. Po lipcowym raporcie, który przyniósł rozczarowujące dane i kolejne obniżki wcześniejszych szacunków, prezydent Donald Trump zdymisjonował ówczesną szefową biura, zarzucając instytucji „manipulacje”. Na jej miejsce nominował E.J. Antoniego – ekonomistę kojarzonego z konserwatywną Heritage Foundation – co wzbudziło falę dyskusji o ryzyku upolitycznienia instytucji.

Sekretarz pracy Julie Chavez-Deremer, próbując tonować emocje, zapowiedziała modernizację metod zbierania danych i unowocześnienie całego systemu. Ale sama przyznała, że rewizje tej skali podkopują zaufanie do oficjalnych statystyk.

Gospodarka i Fed na zakręcie

Makroekonomiczny kontekst jest równie istotny. Gdyby pierwotne dane były trafniejsze, dziś mielibyśmy w ręku obraz nie „solidnej odporności rynku pracy”, lecz gospodarki, która zaczęła się osuwać jeszcze przed eskalacją ostatnich napięć handlowych.

To także argument dla Rezerwy Federalnej, by znów pochylić się nad obniżkami stóp. Czerwiec przyniósł pierwszy od lat spadek zatrudnienia netto, a w wakacje średni przyrost wyniósł ledwie kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy miesięcznie – poziom niewystarczający do utrzymania bezrobocia w ryzach.

Teraz, po rewizji, widać jeszcze wyraźniej, że dochody gospodarstw domowych rosły wolniej, niż zakładano, a popyt konsumencki – główny motor amerykańskiej gospodarki – może słabnąć.

Rynki i szerszy obraz

Paradoksalnie, giełda zareagowała niemal obojętnie – indeksy pozostały w okolicach zera, choć rentowności obligacji odbiły w górę. Inwestorzy zdają się kalkulować, że słabszy rynek pracy zwiększa szanse na rychłe luzowanie Fed, co w krótkim terminie jest wsparciem dla wycen.

Nie zmienia to faktu, że amerykańska gospodarka znalazła się w punkcie krytycznym. Rewizja BLS to nie tylko kwestia rachunkowa – to sygnał, że rynek pracy, przez lata stawiany jako bastion siły USA, zaczyna tracić grunt pod nogami. A jeśli ten bastion pęka, cała narracja o „miękkim lądowaniu” może się szybko rozpaść.