Z ostatniej chwili: Niemcy i Chiny bliskie sensacyjnej umowy? 'Europa wybierze Pekin’. Dogadają się?

Wysokiej rangi delegacje Niemiec i Chin spotkały się w poniedziałek w dawnej rezydencji, znanej z dyplomatycznych spotkań w Diaoyutai. Spróbowały na nowo poukładać relacje gospodarcze, które przez ostatnie miesiące przypominały pole minowe niż stabilny szlak handlowy. Oba kraje zgodziły się zażegnać napięcia i współpracować bliżej w sektorze komercyjnym i finansowym.

Dla Berlina, a właściwie dla nowego rządu kanclerza Friedricha Merza to był spory test. To pierwsza, oficjalna ministerialna wizyta. Podczas niej szukano sposobu na wyciszenie sporów o cła, surowce strategiczne i rosnącą nadprodukcję w chińskich fabrykach.

Lars Klingbeil, szef niemieckiego resortu finansów, przyleciał do stolicy Chin z listą tematów, które od miesięcy drażniły Berlin. Wśród nich znalazły się również te najbardziej drażliwe. Chińskie restrykcje na eksport chipów i metali ziem rzadkich oraz odwieczne pytanie… Jak konkurować z państwowymi gigantami Państwa Środka w sektorach, które dla Europy są strategiczne.

Zderzenie dwóch potęg przemysłowych

Jak na ironię, obie gospodarki są dziś w tak dużym stopniu od siebie uzależnione, że trudno znaleźć inny duet gospodarczy na świecie, który tak często bywa w konflikcie, a jednocześnie tak bardzo nie może się od siebie oderwać. Chiny pozostają największym partnerem handlowym Niemiec w 2025 roku.

Dla niemieckich firm, od motoryzacyjnych po chemiczne, Państwo Środka to nie egzotyczna rynkowa ciekawostka, ale fundament całych modeli biznesowych. Jedna trzecia sprzedaży niemieckich producentów aut trafia właśnie tam.

Z kolei Pekin bardzo dobrze wie, że niemiecka technologia i kapitał to wciąż wartości. Wartości, których nie da się w pełni zastąpić rodzimymi projektami. Podczas rozmów Klingbeil nie owijał w bawełnę. Niemiecki przemysł czuje na plecach oddech chińskich nadwyżek produkcyjnych w stalowniach, fabrykach paneli fotowoltaicznych czy zakładach produkujących auta.

Berlin boi się powtórki z historii, a europejskie firmy już wcześniej przegrywały z chińskimi koncernami subsydiowanymi przez państwo, tracąc udziały w rynkach, które same kiedyś budowały. Jeśli konkurencja ma być uczciwa, musi odbywać się na zbliżonych warunkach. A dziś Berlin ocenia, że te warunki się rozjeżdżają.

Pekin tonuje emocje

He Lifeng, wicepremier Chin, przedstawiał dobrze znane spojrzenie. Pekin chce stabilizacji i deklaruje gotowość do 'pragmatycznej, nieskrępowanej współpracy’. Dokładnie tak to ujął podczas swojego wystąpienia. Tak jakby sugerował, że globalne łańcuchy dostaw i tak są już wystarczająco kruche, by jeszcze dokładać do nich polityczne zgrzyty.

Chińscy przedstawiciele nie odnosili się bezpośrednio do żadnego konkretnego koncernu, ale między wierszami można było wyczytać: nie ma sensu psuć czegoś, co tak dobrze działało przez lata. Wszystko to, to już więcej niż osiągnięto miesiąc temu, gdy wizyta niemieckiego ministra spraw zagranicznych została odwołana po tym, jak Pekin zgodził się przyjąć go tylko na jedno spotkanie.

W tym kontekście poniedziałkowy dialog wyglądał wręcz jak odwilż. Niektórzy analitycy w Berlinie komentowali, że Klingbeil reprezentuje bardziej stonowane podejście niż szef MSZ Johann Wadephul, który od objęcia urzędu w maju postawił na kurs zdecydowanie twardszy, momentami ostrzejszy niż jego znana z krytyki Chin poprzedniczka Annalena Baerbock.

Handel handlowi nierówny

Jeśli spojrzeć na liczby, trudno się dziwić, że Niemcy próbują grać na kilku fortepianach jednocześnie. W ubiegłym roku Chiny kupiły niemieckie towary o wartości 95 mld dolarów. Od maszyn po samochody. Niemcy zaś importowały z Chin jeszcze więcej: 107 mld dolarów, głównie półprzewodników i komponentów elektronicznych.

Jeśli do tego dodać presję nowej fali amerykańskich ceł za kadencji prezydenta Donalda Trumpa, to współpraca z Chinami staje się dla Berlina nie tylko korzystna, ale wręcz konieczna.

Klingbeil i He Lifeng zapowiedzieli, że chcą wspólnie pracować nad lepszym dostępem do rynków także tych finansowych… Lifent poparł m.in. wprowadzenie derywatów na indeksy chińskich akcji A na giełdę China-Europe International Exchange. Oraz implementację bardziej przewidywalnych warunków dla biznesu. W obecnej geopolitycznej rzeczywistości takie deklaracje mają swoją wagę. Europa chce odnowić inicjatywę 'konsolidacji międzykontynentalnej’? Stany Zjednoczone z pewnością wolałyby, by Berlin nie siadał do stołu z Chińczykami.