Jak wiadomo, wraz z początkiem sierpnia w zakładach koncernu Boeing pod St. Louis, w stanie Missouri wybuchł strajk pracowników. Związki zawodowe, zrzeszone w ramach oddziału Local 837 należącego do związkowej federacji IAM (tj. International Association of Machinists and Aerospace Workers), odrzuciły ofertę płacową firmy, którą ta złożyła w związku z wygaśnięciem wcześniejszego kontraktu zbiorowego. Nowa oferta przewidywała m.in. 20% podwyżki i dopłaty emerytalne.
Pracownicy jednak uznali, że to za mało – zwłaszcza w kontekście rosnących kosztów życia. Wobec braku chęci do ustępstw po stronie firmy 3,2 tys. zatrudnionych w tych zakładach przerwało pracę. Bez wątpienia mogą oni tutaj liczyć, że istotność fabryki w St. Louis mogłaby zmiękczyć stanowisko firmy Boeing z uwagi na potencjale szkody, jakie wyrządzić może strajk. Właśnie bowiem w tych zakładach ma być produkowany najnowszy amerykański myśliwiec, F-47.
Ten sam, na którego konstrukcję i produkcję Boeing zwyciężył w przetargu na początku tego roku – a które to zwycięstwo stanowiło dla powoli wychodzącej z głębokiego kryzysu firmy prawdziwy oddech świeżego powietrzna oraz finansowe i reputacyjne koło ratunkowe. Mając to na względzie, związkowcy odrzucili zarówno pierwszą, jak i drugą, „poprawioną” ofertę firmy. Ogółem zresztą między stronami panują raczej chłodne stosunki, w ostatnich tygodniach żadnej ze stron nie zależało nawet na kontynuowaniu rozmów.
Wraz z początkiem drugiego miesiąca strajku, wygląda na to, że Boeing zrezygnował z prób ugodzenia się ze strajkującymi – zamiast tego podejmując przygotowania do definitywnego rozwiązania problemu. Pierwszym sygnałem tego było unieważnienie ubezpieczenia medycznego oraz firmowych pakietów opieki zdrowotnej dla strajkujących. Krok ten spotkał się z lekceważącymi reakcjami związkowców, którzy oświadczyli, że nie skłoni ich to do przerwania strajku.
Boeing i związki na wojennej ścieżce
Nie to może jednak być celem, do którego dąży Boeing. Firma poinformowała bowiem w tym tygodniu pracowników, że personel strajkujący zostanie po prostu usunięty i zastąpiony nowo przyjętymi pracownikami. Zaznaczono, że pracownicy ci zostaną przyjęci na stałe, nie tymczasowo – i na stałe zastąpią uczestników strajku. Od czwartku firma zaczęła publikować ogłoszenia dot. zatrudnienia, zaś na 16 września planuje targi pracy dla zainteresowanych.
Oczywiście, proces ten nie będzie bynajmniej natychmiastowy. Wszyscy nowo zatrudnieni będą bowiem musieli przejść nie tylko szkolenie i wymaganą w przemyśle lotniczym certyfikację, ale też np. uzyskać poświadczenie bezpieczeństwa (z uwagi na fakt, że jest to fabryka zbrojeniowa). Jak się spekuluje, to właśnie może ewentualnie wpłynąć w negatywny sposób na proces rozwojowy F-47. Na to wskazali też związkowcy, potępiając krok firmy.
Twierdzą oni, że firma poniesie większe koszty, pozbywając się doświadczonego personelu, niż ustępując w kwestiach płacowych. Boeing, ustami swojego rzecznika, wyjaśnił natomiast, że przyjęcie nowych pracowników nie oznacza automatycznego zwolnienia strajkujących. Pozostaną oni jednak zawieszeni w obowiązkach (i płacy wraz z benefitami), tak długo, jak nie znajdzie się wakująca pozycja, którą mogliby objąć.