W ciągu ostatnich dni bardzo wiele zdarzyło się na froncie amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Tak bowiem, jako element szerszej konfrontacji na wielu polach – ekonomicznym, technologicznym czy nawet kulturowym – postrzegają to obydwie strony, mimo oficjalnie deklarowanej i przez USA, i przez Chiny chęci porozumienia oraz co jakiś czas podpisywanych porozumień oraz ogłaszanych przełomów. Wszystkie one, warto pamiętać, i dla Waszyngtonu, i tym bardziej Pekinu ma znacznie wyłącznie taktyczne.
Na wszelkie sposoby i z różnych stron analizowano zatem chińską decyzję o, de facto, odcięciu dostępu do metali ziem rzadkich, a zwłaszcza do wszelkich produktów i urządzeń je zawierających, dla krytycznych gałęzi nie-chińskiego (a zwłaszcza amerykańskiego) przemysłu. Była też mowa, że Donald Trump najpierw chciał odwołać planowane spotkanie z Xi Jinpingiem, potem jednak od tego odstąpił. Nie odstąpił natomiast od odwetowych, 100% ceł na chińskie towary. Na co Chiny zareagowały obietnicą własnego odwetu.
Warto pamiętać, że wojna ta ma też miejsce w aspektach gospodarki, które nie są tak medialne jak amerykańskie chipy lub chińskie metale ziem rzadkich – wcale jednak niekoniecznie mniej istotne. Nawet tak, zdawałoby się, głupia rzecz, jak aluminiowe puszki na napoje, okazała się być z punktu widzenia konfrontacji ekonomicznej tych krajów istotna. Tak przynajmniej twierdzą amerykańskie podmioty branżowe reprezentujące sektor produkcji lub obróbki aluminium. I właśnie dały temu wyraz.
Zużyte puszki na ratunek USA
Wedle amerykańskiego Stowarzyszenia Aluminium, USA rocznie produkują około 5 do 6 ton metrycznych tego metalu. Zarazem kolejne 2 miliony ton ma trafiać na eksport – przede wszystkim do Chin. Tymczasem amerykański przemysł ma wykorzystywać o 4 miliony ton aluminium więcej, niż wynoszą krajowe zdolności produkcyjne. Reszta, co oczywiste, uzupełniana jest importem. To zaś stanowić ma sytuację problematyczną z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego.
Aluminium jest bowiem niezbędnym i krytycznym surowcem w produkcji samolotów czy samochodów. Zwiększenie rodzimego potencjału produkcyjnego, nawet gdyby proces ten zainicjować od razu, i tak zajęłoby zaś wiele lat i kosztowało miliardy dolarów. Co więcej, wymagałoby też ogromnych ilości energii elektrycznej, i to względnie taniej (aby utrzymać sens ekonomiczny produkcji), w sytuacji, gdy inne sektory gospodarki, w tym zwłaszcza centra danych, już teraz narzekają na jej niedostatki.
Mając to na względzie, Stowarzyszenie domaga się natychmiastowego zakazu eksportu zużytych opakowań aluminiowych. Zużywane w USA puszki po napojach, przerabiane na miejscu, miałyby bowiem pozwolić na choćby częściowe zaradzenie niedostatkom potencjału amerykańskiej produkcji aluminium. Czego nie dodano, a co bardzo prawdopodobne, to to, że zakaz taki bardzo opłacałby się finansowo firmom reprezentowanym w stowarzyszeniu. Niekoniecznie musi to jednak podważać trafność samych obserwacji.