28 kwietnia 2025 r. – dokładnie o godzinie 12:33 – w hiszpańskich centrach dyspozycji mocy zgasły żółte kontrolki, a wskaźnik częstotliwości zaczął pikować. W ciągu pięciu sekund kraj stracił 15 GW generacji, czyli ok. 60 proc. chwilowego zapotrzebowania. Pękło sprzęgło z francuską siecią, a Hiszpania i Portugalia osunęły się w energetyczną ciemność, zatrzymując pociągi i operacje chirurgiczne.
„Zobaczcie, co się dzieje, gdy stawia się wszystko na OZE”
Na Śląsku temat podchwycił katowicki radny Leszek Piechota. Na swoim profilu facebookowym udostępnił długi wywód eksperta IBE Nikona Gawryluka o „kapryśności” fotowoltaiki i wiatru oraz o braku bezwładności, którą wcześniej zapewniały turbiny węglowe i gazowe. Tekst – raz po raz kopiowany w social-mediach – tłumaczył, że niski „ROCOF” (tempo zmian częstotliwości) ratował dotąd europejskie systemy, a gdy mas wirujących jest mało, każda awaria przyspiesza.
Sekunda po sekundzie – jak rozpadł się iberyjski system
- t – 0 s (12:32:59) – w południowo-zachodniej Hiszpanii pojawia się „pierwsze zdarzenie”: krótkie odłączenie bliżej nieokreślonej grupy źródeł (prawdopodobnie kilku farm fotowoltaicznych w Estremadurze).
- t + 1,5 s – operator odnotowuje drugi, poważniejszy zanik generacji; napięcie i częstotliwość zaczynają falować.
- t + 3,5 s – interkonektor Baixas-Baixas z Francją „wyrzuca” się z pracy, bo różnica faz między sieciami rośnie zbyt szybko. Iberyjski system zostaje samotną wyspą o zbyt małej bezwładności.
- t + 5 s – do pierwotnego ubytku mocy dołącza lawina wyłączeń kolejnych źródeł; łącznie znika 60 % hiszpańskiego obciążenia.
- t + 19 s – – jak ujawniła wicepremierka ds. transformacji energetycznej Sara Aagesen – system notuje trzeci incydent, którego bezwładność już nie jest w stanie zamortyzować.
W ciągu minuty metro w Madrycie i Lizbonie stanęło, sygnalizacje świetlne zgasły, a ruch lotniczy nad Półwyspem Iberyjskim przeszedł w tryb „procedura awaryjna”.
Co poszło nie tak?
- Za mało „twardych” megawatów. W chwili awarii 59 % energii w Hiszpanii pochodziło z fotowoltaiki, a kolejne 12 % z wiatru – zaledwie 16 % stanowiły źródła synchroniczne z dużą bezwładnością (gaz + atom). Kiedy odpadła pierwsza paczka PV, system nie miał dostatecznego „koła zamachowego”, by spowolnić spadek częstotliwości.
- Wąskie gardło w Pirenejach. Linie 400 kV do Francji zapewniają mniej niż 3 % mocy szczytowej Hiszpanii (UE wymaga 15 %). Gdy częstotliwość zaczęła „uciekać”, francuska ochrona odłączyła zasilanie, by ratować resztę Europy.
- Kaskada wyłączeń przez elektronikę falowników. Inwertery PV i wiatrowe, niezsynchronizowane mechanicznie z siecią, reagują na gwałtowne zmiany częstotliwości wyłączeniem się – i to właśnie one powiększyły lukę mocy z 5 do 15 GW.
- Brak czasu na automatyczne rezerwy. Regulacja pierwotna klasycznych bloków uruchamia się po 2–3 s. Tutaj po pięciu sekundach system już runął – nie zdążyły zapracować ani turbiny gazowe, ani agregaty bateryjne, których w Hiszpanii jest wciąż zbyt mało.
Polska na tle Hiszpanii: co nas różni?
1. Nadal działamy na węglu
W 2024 r. węgiel odpowiadał za 57 proc. polskiej produkcji prądu. Mimo szybkiego wzrostu PV i wiatru (łącznie niespełna 30 proc.) wciąż mamy sporą „kotwicę” inercyjną.
2. Geografia sieci
Kraj leży w środku kontynentalnego obszaru synchronizacji ENTSO-E i ma sześć dużych połączeń z sąsiadami. Iberia to energetyczny półwysep z dwiema liniami przez Pireneje, które w chwili awarii okazały się zbyt wąskie, by przyjąć nagłe wahania mocy.
3. Odpowiedź operatora
– „Polski system pracuje stabilnie; wydarzenia z Półwyspu Iberyjskiego nie miały na nas wpływu” – uspokajał rzecznik PSE Maciej Wapiński dzień po katastrofie. Operator przypomina, że regularnie ćwiczy scenariusze black-start i ma kontrakty na rezerwy mocy w ramach rynku mocy.
Ale zagrożenie rośnie
Wyłączenia starych bloków i rosnący udział źródeł niesterowalnych zmniejszą krajową bezwładność już przed końcem dekady. PSE zakontraktowało co prawda ok. 2,5 GW bateryjnych magazynów energii z dostawą od 2029 r., a na Pomorzu i Mazowszu ruszają pierwsze kondensatory synchroniczne, lecz to dopiero początek nadrabiania zapóźnień.
Czy grozi nam blackout?
Krótka odpowiedź brzmi: nie dziś, ale jutro – jeśli przesadzimy z tempem odstawiania „twardych” źródeł, nie wdrożywszy równolegle magazynów, usług redukcji popytu i sprytniejszej automatyki.
Awaria w Hiszpanii pokazała, że gdy system traci inercję, nawet duża instalacja PV pod słonecznym niebem potrafi okazać się kulą u nogi, bo nie podtrzyma częstotliwości. Polska ma jeszcze kilka lat buforu w postaci węglowych wirników i mocnych interkonektorów, ale każda decyzja o zamknięciu bloku powinna iść w parze z instalacją sprzętu, który przywróci zdolność sieci do „łapania równowagi”. Bez tego wystarczy jeden gorący kwietniowy poniedziałek, byśmy powtórzyli iberyjski scenariusz.