Volvo wycofuje się ze swojej doniosłego zobowiązania ekologicznego. Firma deklarowała uprzednio, że do końca dekady przejdzie wyłącznie na produkcję samochodów elektrycznych. No więc, jak poinformowano, jednak nie przejdzie – ani do końca dekady, ani w ogóle.
Na decyzję taką wpłynęły oczywiście uwarunkowania rynkowe. Rynek EV ma bowiem ostatnio nader pod górkę – i to samo dotyczy samej Volvo. Trudno zresztą, by było inaczej w sytuacji, gdy popyt na takie wozy wynika nie ze szczerego zapotrzebowania rynkowego, ale z rządowych „zachęt” i dotacji.
Volvo to przy tym producent motoryzacyjny, który wydawał się w awangardzie „postępu”. A przynajmniej tego, co za nieodwołalny „postęp” często postrzegano – czyli właśnie EV. W dalszym ciągu zresztą, pomimo zarzucenia rezygnacji z samochodów spalinowych, firma uderza w te tony.
„Volvo Cars adjusts electrification ambitions, remains committed to fully electric future”
~ komunikat prasowy Volvo
Prezes oraz przedstawiciele Volvo dalej mówią bowiem o nieuchronnej transformacji elektrycznej. Która jednak „nie będzie linearna”. Obecnie firma deklaruje, że produkcja EV stanowić będzie 90% jej potencjału. Przynajmniej – można podejrzewać – aż do kolejnej, wymuszonej realiami korekty.
Volvo w awangardzie, rynek – tak jakby nie do końca
Nie oznacza to przy tym, że idea samochodów elektrycznych jest w jakikolwiek sposób zła. Problem w tym, że była ona postrzegana właśnie w kategoriach etycznych, nie praktycznych. Tymczasem rozwiązania techniczne nie są moralnie dobre lub złe. Zamiast tego – mają po prostu swoje atuty i słabości.
To zaś, czy ich wpływ na rzeczywistość można określić jako dobry lub zły, zależy (przepraszając za truizm) wyłącznie od sposobu ich użycia. Tego niestety nie przyjmuje do wiadomości Unia Europejska, która usiłuje wycofanie samochodów spalinowych zadekretować prawnie. I fiskalnie.
Także jednak i w tych planach widać coraz istotniejsze pęknięcia. Największą przeszkodą dla ich faktycznego wprowadzenia jest opór państw członkowskich. Niedawno o bezsensowności – i konieczności podważenia zakazu – wspominali przedstawiciele władz Włoch.
Otwarcie określając unijny zakaz jako motywowany „ekologiczną” ideologią absurd, Włosi nie stanowią tu nowości. Nowością może być natomiast projekt legislacji, który zobowiązywały rząd do zablokowania zakazu. A ten ostatni w teorii może – np. poprzez blokadę unijnego budżetu – do tego doprowadzić.