Od kilku lat trudno oprzeć się wrażeniu, że klienci są w pewnym sensie zmuszani do przesiadania się z aut spalinowych do samochodów elektrycznych. Pomijając wszelkie argumenty „za” i „przeciw” tym pojazdom, wielu ekspertów alarmowało, że takie działania mogą przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. Do tej pory to klient decydował samodzielnie co jest dla niego lepsze, a jego wybory kształtowały rynek. W przypadku EV zastosowano strategię odgórnego narzucania klientom tego produktu. Okazuje się, że to był błąd. Kliencie nie specjalnie chcą kupować nowe elektryki, a używane samochody elektryczne zalegają na placach.
Używane samochody elektryczne nie znajdują nabywców
To, że klienci nie są zbyt chętni do kupowania nowych elektryków, wiadomo już od jakiegoś czasu. Wielokrotnie wskazywano, że bez rządowych dopłat i programów wsparcia zainteresowanie zakupem EV byłoby jeszcze mniejsze. Najlepszym dowodem na to, że klienci zwyczajnie nie chcą tego produktu, są problemy niemieckich koncernów motoryzacyjnych, z VW na czele. Jako główną przyczynę kryzysu firmy wskazują przeszacowane plany sprzedaży elektryków.
Skoro mało kto chce kupić nowe EV, to nie dziwi fakt, że używane samochody elektryczne również nie robią szału. Sprzedaż używanych elektryków w całej Europie dosłownie szoruje po dnie. W Niemczech, czyli największym rynku motoryzacyjnym w Europie, używane EV stanowiły zaledwie 1,58% wszystkich rejestracji w 2023 roku. Gorzej jest w Hiszpanii i we Włoszech, gdzie szacuje się, że takich aut zarejestrowano mniej niż 1%.
Z danych Federalnego Urzędu Transportu Samochodowego, w 2023 r. w Niemczech sprzedano 97 tys. używanych elektryków. To zaledwie 1,6% wszystkich sprzedanych używanych aut.
Dlaczego sytuacja wygląda tak dramatycznie?
Auta z drugiej ręki zwykle są znacznie tańsze od salonowych. Poza tym elektryki mają znacznie mniej części, niż samochody spalinowe. Zatem gdzie jest problem? Przede wszystkim w cenie. Używane samochody elektryczne są średnio o 10 tys. euro droższe niż podobne modele spalinowe.
Jeśli chodzi o części, to owszem, jest ich znacznie mniej, niż w autach spalinowych. Jednak ich serce, czyli akumulatory, budzą duże obawy wśród klientów, ponieważ trudno jest oszacować ich faktyczny stan i żywotność. Stan akumulatora pozostaje często wielką niewiadomą.
Wśród powodów braku zainteresowania używanymi elektrykami wskazuje się też wciąż słabą infrastrukturę ładującą. Ponadto kupujący mają obawy związane np. z zasięgiem EV, szczególnie zimą. Zapewne swoje zrobiły też mocno nagłaśniane przez media trudne do gaszenia pożary samochodów elektrycznych.
Jedno jest pewne. Jeśli ten negatywny trend zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym się utrzyma, to ambitny cel Unii Europejskiej, który zakładał, że do 2030 r. po drogach Europy będzie jeździć 30 mln elektryków, może nie zostać zrealizowany.
Może Cię zainteresować:
To wygląda na fake news obliczony na wprowadzenie czytelników w błąd. Liczby mogą być prawdziwe, lecz wnioski są błędne. Nie podano jaki procent jakoby „zalega” na placach.
Mały procent sprzedanych używanych aut elektrycznych pasuje, trudno by był większy, gdyż auta elektryczne stanowiły właśnie taki mały procent w ogóle, gdy te auta były kupowane jako nowe.
Wygląda raczej na to, że wszystkie elektryki wystawione na sprzedaż są w normalnym tempie kupowane.
Dla zilustrowania tego można by sprawdzić jaki procent stanowią używane Ferrari wśród sprzedanych. Promil? W takim razie czyżby „zalegały na placach”? „Nikt nie chce ich kupować”? Używane Ferrari „nie znajdują nabywców”? „Dlaczego sytuacja wygląda tak dramatycznie?”.
Napisałeś z sensem jednak większość tłuszczy woli byś manipulowana. Tylko zmarnowałeś czas.
Pseudo ekologia auta jednorazówki Dopóki nie wymyśla akumulatora który ładuje się w parę minut i ma zasięg 900 km jak w normalnym aucie to nie ma szans dla elektryków
Może prościej byłoby wymieniać baterie/akumulatory w 1-2 minuty i jazda!
Musiała by być normalizacja że każdy Aku pasowałby do każdego auta