USA właśnie zagroziły 25 państwom ogromnymi cłami! 30% na towary z UE? Giełda mówi: TACO

Stany Zjednoczone nie składają broni w wywołanej przez Biały Dom globalnej wojny handlowej. Kilka godzin temu prezydent Donald Trump w specjalnym liście zapowiedział, że od dnia 1 sierpnia na towary z Unii Europejskiej i Meksyku zostanie nałożone 30-procentowe cło. Ten sam prezydencki dokument ostrzega, że każde działania odwetowe spotkają się z natychmiastowym podwyższeniem stawek o wysokość odwetu. Jak zareagowali partnerzy handlowi USA i rynki? Giełda mówi: TACO.

USA grozi cłami partnerom handlowym. Nie pierwszy raz

Choć uwaga opinii publicznej koncentruje się w tym momencie przede wszystkim na Brukseli i Meksyku, sobotnia pogróżka obejmuje w sumie 25 państw. Najostrzej potraktowano Brazylię, która będzie musiała zmierzyć się z dodatkowym podatkiem w wysokości aż 50 proc.; stawki na Mjanmę, Laos i Kambodżę wyniosą 40 proc., a dla Kanady, Tajlandii i Bangladeszu – 35 proc. Analitycy z „The Kobeissi Letter” ocenili ją jako element szerszej strategii negocjacyjnej Trumpa; zwracają uwagę m.in. na fakt, że Trump osobiście poinformował przedstawicieli UE o przygotowywaniu listu.

W korespondencji skierowanej do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen Trump zażądał „pełnego, otwartego dostępu” do rynku UE i obniżenia deficytu handlowego, który w 2024 r. był drugim co do wielkości w relacjach z USA. Podobna korespondencja trafiła na biurko prezydent Meksyku Claudii Sheinbaum, gdzie Trump powiązał nową stawkę z „niewystarczającą walką z kartelami fentanylowymi”.

Świat reaguje na szach Trumpa

Bruksela od razu zasygnalizowała, że nie zrezygnuje z rozmów, lecz „będzie gotowa bronić unijnych interesów korzystając z proporcjonalnych środków retaliacyjnych”, jeśli porozumienie nie zostanie zawarte przed 1 sierpnia. Von der Leyen ostrzegła, że cła zaszkodzą przedsiębiorstwom i konsumentom po obu stronach Atlantyku, ale jednocześnie potwierdziła, że pakiet ustępstw — łącznie z rezygnacją z podatku cyfrowego — wciąż leży na stole.

Meksyk nazwał amerykański ruch „bezpodstawnym”, przypominając, że część towarów jest chroniona umową USMCA. Oba kraje utworzyły jednak stałą grupę roboczą ds. handlu i bezpieczeństwa, by znaleźć kompromis przed wejściem ceł w życie.

Najostrzejsze słowa padły jednak z Brazylii. Prezydent Luiz Inácio Lula da Silva zagroził symetrycznym 50-procentowym cłem na produkty z USA, jeżeli Waszyngton nie wycofa się z decyzji, którą Trump uzasadnił „polowaniem na czarownice” wobec byłego prezydenta Jaira Bolsonaro, który w polityce uznawany jest za bliskiego sojusznika a wręcz „naśladowcę” Trumpa.

Giełda dyskontuje TACO

Rynki finansowe zareagowały tymczasem zaskakująco spokojnie. Zarówno strategowie Pepperstone, jak i BCA Research podkreślają, że inwestorzy widzą w nowych stawkach przede wszystkim narzędzie presji negocjacyjnej, a nie finał polityki handlowej. Krytycy ukuli wręcz specjalny termin „TACO” (Trump Always Chickens Out) i uważają, że prezydent USA macha szabelką ale ostatecznie nic z tego nie wynika. Analitycy ostrzegają jednak, że jeśli cła wejdą w życie, już w trzecim kwartale mogą odbić się na wynikach firm oraz kursach euro i meksykańskiego peso.

Według danych Departamentu Handlu import z UE do USA sięgnął w zeszłym roku 605 mld USD, a z Meksyku 505 mld USD. W razie utrzymania nowej stawki – jak wyliczają eksperci z think-tanku Peterson Institute – koszty po stronie amerykańskich producentów i konsumentów wzrosną o ponad 110 mld USD rocznie, co może zwiększyć presję inflacyjną tuż przed jesiennym sezonem wyborczym.

Na Kapitolu część republikańskich senatorów zapowiada skargę do Międzynarodowego Sądu Handlu, powołując się na ubiegłoroczne orzeczenie ograniczające prezydencką swobodę w nakładaniu ceł w trybie nadzwyczajnym. W tle toczy się również ogłoszona przez Trumpa akcja „90 umów w 90 dni”; dotąd finalizację rozmów udało się ogłosić jedynie z Wielką Brytanią i Wietnamem, podczas gdy negocjacje z UE dryfują od kwietnia.