Dziś rynek wstrzymał oddech dwukrotnie. Pierwszy raz, przed wypowiedziami sekretarza skarbu USA, Scotta Bessenta i drugi raz, zanim prezes Fed, Jerome Powell pojawił się w poniedziałek na konferencji bankowej. Ale powiedział wiele. Przynajmniej nie o stopach procentowych, inflacji czy recesji. I może właśnie w tej ciszy tkwił jego przekaz, który moglibyśmy streścić do 'Nie chcę drażnić Trumpa’. Mimo wielkiej krytyki i zarzutów karnych z Departamentu Sprawiedliwości USA, Powell milczał na ten temat jak grób.
Bessent wchodzi do gry
Zamiast prognoz, komentarzy czy ostrzeżeń, Powell mówił o strukturach kapitałowych banków, podkreślając potrzebę „spójnego działania” i konkurencyjności wobec sektora pozabankowego oraz międzynarodowego. Zabrzmiało to jak subtelna odpowiedź na narastającą krytykę regulacyjną. Ale również jako sygnał, że czas technokratycznych reform w Fed jeszcze się nie skończył.
Co ciekawe, to nie sam Powell, ale Bessent, sekretarz skarbu USA, bierze na siebie ciężar narracji makroekonomicznej w ostatnich dniach. Jego seria komentarzy – od perspektyw wzrostu PKB po nową falę ceł i negocjacje z Chinami – narysowała obraz administracji, która coraz wyraźniej stawia na przemodelowanie globalnych łańcuchów dostaw. Ale nie kosztem uderzenia w Wall Street i system finansowy USA.
Bessent nie owija w bawełnę: w jego optyce cła nie są już tylko instrumentem polityki handlowej, lecz stałym elementem budżetu USA. Wskazał na potencjalny wpływ 300 miliardów dolarów rocznie z taryf. To stanowiłoby około 1% amerykańskiego PKB. Przez dekadę to już blisko 3 biliony dolarów.
W tej układance szczególne miejsce zajmuje relacja z Chinami. Bessent sugerował, że idealnym scenariuszem byłaby „wymiana” – więcej produkcji w USA za więcej konsumpcji w Chinach. To strategia godna Wall Street, ale czy realistyczna w świecie geopolitycznych napięć i nadprodukcji chińskich fabryk?
Perspektywa wzrostu gospodarki
Sekretarz Skarbu snuł dziś dość optymistyczną wizję 3-procentowego wzrostu PKB już w pierwszym kwartale 2026 roku. Takie tempo oznaczałoby nie tylko udane miękkie lądowanie… Ale wręcz pełne wybicie po pandemiczno-inflacyjnej epoce zawirowań. Jednocześnie przyznaje, że nadwyżka budżetowa w czerwcu była efektem nie tylko zdrowych przychodów, ale też cięć wydatków. A to już sygnał, że oszczędności jednak się pojawiły i dały efekt.
Tu wracamy do Powella. Choć sam nie odniósł się do swojej przyszłości, to zrobił to Bessent … Stwierdzając wprost: „Nie widzę żadnego powodu, by miał ustępować.” Co więcej, zasugerował, że wewnętrzny przegląd działalności Fed może być istotną częścią jego dziedzictwa.
To ciekawa deklaracja, bo choć Fed jawi się jako apolityczna instytucja, to trudno dziś ignorować napięcia pomiędzy jego niezależnością a ambicjami Białego Domu w zakresie industrializacji, kontroli inflacji i rewizji reguł kapitałowych.
Aktualna dynamika? Bessent gra w otwarte karty, Powell milczy z premedytacją aż do posiedzenia Fed 30 lipca. Rynki kupują tą narrację. Wall Street podoba się perspektywa poprawy chińskiego, krajowego rynku, na co naciska USA… Eksporterzy z USA zarobią fortunę?