Nowo wprowadzane Iphone’y 15 będą zawierały port USB-C – taką decyzję podjął ich producent, Apple, wcześniej przez lata zarzekając się, że nic go do tego nie zmusi. Firma od dawna lubowała się w wymuszaniu autorskich, niewymiennych ze standardowymi rozwiązań, które miały wymuszać dodatkowe opłaty na jej rzecz.
Port o uniwersalnym standardzie ma być cechą Iphone’ów sprzedawanych w pierwszym rzędzie na terenie UE – jako że przede wszystkim ta ostatnia przyczyniła się do omawianej zmiany. Nie wiadomo natomiast, czy urządzenia te będą skierowane tylko na rynek europejski, czy też zmiana będzie uniwersalna i dotyczyć wszystkich.
Zobacz też: SpaceX pozwana przez administrację Bidena. Dlatego że… przestrzegała prawa?
Credit given where credit’s due
Choć zapał regulacyjny Unii Europejskiej w szerokim odbiorze kojarzy się jak najgorzej – i ze zrozumiałych względów – to nie sposób też odmówić obiektywnej wartości niektórym posunięciom UE, które faktycznie służą wolnemu rynkowi i konkurencji.
Spotykane równie często, co jednorożce w kosmosie, takie przypadki mimo wszystko się zdarzają – a jednym z nich jest wymóg adopcji standardu USB-C w przypadku urządzeń mobilnych. Wymóg ten, na mocy porozumienia pomiędzy Parlamentem Europejskim oraz Radą (czyli państwami członkowskimi), obejmie wszystkich producentów tej kategorii elektroniki do jesieni 2024 roku. Po tej dacie zakazując sprzedaży egzemplarzy tegoż portu pozbawionych.
Eufemizmem byłoby stwierdzenie, że taki obrót spraw jest nie w smak Apple’owi. Firma ta od lat prezentowała strategię lekceważenia wobec powszechnie przyjętych standardów rynkowych. W 2012 roku, kiedy ówczesna wersja Iphone’a straciła połączenie USB, zastąpione złączem Lightning, wywołało to lawinę protestów użytkowników. Podobnie było 4 lata później, gdy urządzenia te straciły także złącze do słuchawek.
Zobacz też: Atak na konwój wiozący złoto z Konga – pośród zabitych obcokrajowcy
Pan na włościach
Apple nie słynie jednak ze zbytniego przejmowania się życzeniami odbiorców. Firma zdaje się sama wierzyć we własną narrację marketingową o swojej „kultowości”, i przywykła raczej sama próbować dyktować odbiorcom ich zakupowe wybory. Zupełnie nie zależy jej przy tym na interoperacyjności i uniwersalności swoich urządzeń, a wprost przeciwnie – starała się te cechy zwalczać, wpychając klientom do gardeł własne standardy firmowe.
Wbrew marketingowej kakofonii, firmowe rozwiązania Apple’a nie były w powszechnym odczuciu lepsze od USB czy innych spotykanych standardów. Były natomiast jej autorskie – a co za tym idzie, zastrzeżone, i oczywiście słono płatne dla kogokolwiek, kto chciałby wyprodukować cokolwiek doń pasującego. Taką polityką Apple usiłowała wykroić z rynku własne, niemal feudalne dominium handlowe, do którego fizycznie nie dopuszczała konkurencji.
Zobacz też: Pozew przeciwko Amazonowi – zarząd miał działać w prywatnym interesie Bezosa, nie zaś całej firmy
Mamy mały wybór – ale za to jest drogo
Efekt był oczywisty dla wszystkich, z wyjątkiem może tzw. fanboyów Apple’a – akcesoria do jej produktów nie tylko były rzadkie i mało dostępne, ale też nieproporcjonalnie drogie (co też było oczywistym celem firmy), w stopniu wywołującym liczne zarzuty o to, że nieposkromiona chciwość firmy i jej żądza kontroli naruszają zbiorowe interesy użytkowników, a także łamią zasady konkurencji.
Zarzuty okazały się wybrzmiewać na tyle głośno, że we wrześniu 2021 roku Komisja Europejska zgłosiła propozycję nowelizacji dyrektywy o sprzęcie elektronicznym. Charakterystyczne dla UE, lodowcowo powolne procedowanie trwało niemal rok, jednak w końcu zaowocowało uzgodnieniem propozycji legislacyjnej.
W założeniu zawiera ona remedium na różne przypadki dojenia użytkowników przez firmy (choć w praktyce chodziło głównie o jedną firmę): przy okazji standaryzacji portu USB-C zakazuje ona także celowego pogorszania parametrów ładowania, a także rutynowej sprzedaży ładowarek tylko w zestawie z urządzeniem. Jak nietrudno się domyślić, obydwie praktyki obserwowano w przypadku Apple’a.
Ja żem to wymyślił!
Apple, rzecz jasna, zareagowała oburzeniem i krytyką. Zarzuciła UE, że zmiany te są nieekologiczne, ponieważ w związku z przejściem na USB-C użytkownicy będą jakoby zaopatrywać się w nowe ładowarki, a to rzekomo zwiększy ilość odpadów (zupełnie jakby sama wcześniej nie wymusiła na nich dokładnie tego samego przy niepopularnej i egoistycznej wymianie na łącze Lightning – hipokryzjo, twe imię to…). Firma odkryła w sobie także pierwiastek libertariański i doszła do wniosku, że organa urzędnicze nie powinny ograniczać wolności korzystania z techniki.
Naturalnie co innego, gdy robi to koncern, wtedy wszystko jest w porządku, nieprawdaż?
Ponieważ wysiłki medialne (i, jak się należy domyślać, lobbingowe) nie przyniosły skutku, Apple nie będzie miało wyboru i obecnie testowane Iphone’y zawierają port USB-C. Co jednak ciekawe, w przeciekach i materiałach firmy na ten temat próżno szukać informacji, że zmiana jest powodowana wymogami prawnymi. Firma po dawnemu zdaje się próbować roztoczyć wizję, że przejście na nowy standard to efekt jej innowacyjnej wizji. I oczywiście – robi to dla klienta.
Tak tak, niewątpliwie.
Może Cię zainteresować: