Ukrywane od miesięcy: chiński atomowy okręt podwodny „spontanicznie” zatonął

Chiński okręt podwodny zatonął. Ot tak, kilka miesięcy temu i bez rozgłosu. Być może nie byłoby to wielkim zaskoczeniem gdyby nie to, że ów okręt uczynił to bez „pomocy” z zewnątrz. Ba, nawet nie wyszedł on w morze – zatonął tam, gdzie kotwiczył. Tymczasem, jak się okazuje, miał to być najnowocześniejszy chiński okręt atomowy.

Niniejsza wiadomość być może należałaby bardziej do kategorii informacji militarno-politycznych. Jest jednak zarazem tak wybitnym świadectwem jakości przemysłowej i kultury technicznej, że spokojnie można ją także uznać za doniesienie o charakterze gospodarczym. I jakkolwiek ma ono już szokujące (biorąc pod uwagę tempo obiegu informacji) kilkanaście godzin, to i tak domaga się ono opisania.

Okręt podwodny proj.. 095, czyli klasy „Zhou”. Źródło: nationalinterest.org

Szczególnie biorąc pod uwagę koszty, jakie owo za sobą pociągnie.

Okręt podwodny – pod wodę w sensie dosłownym

Ad rem – chiński atomowy okręt podwodny klasy Zhou, a zatem najnowszej generacji, miał samorzutnie, żywiołowo zatonąć. I co ciekawe, nawet nie musiał w tym celu wychodzić w morze. Fenomen ów fascynujący miał bowiem miejsce w stoczni w mieście Wuhan. Czyli ośrodku w ostatnich latach mocno spopularyzowanym przez obrót wypadków na świecie.

Zdjęcie satelitarne okrętu podwodnego w stoczni w Wuhan, 16. maja 2024. Źródło: wsj.com

Choć miasto to znajduje się w głębi lądu, to stocznia ta korzysta z wód rzeki Jangcy. Okręt stał „na kablu” przy nadbrzeżu. Stało się to jakoby późną wiosną. Jeszcze bowiem w drugiej części maja (w okolicach 16-go) okręt widziano na zdjęciach satelitarnych. Tymczasem miesiąc później, na zdjęciach z 13. czerwca, na miejscu tym widać było niewyraźny wrak – i kłębiące się dookoła jednostki pomocnicze.

Zdjęcie satelitarne zanurzonego kadłuba w stoczni w Wuhan, 13. czerwca 2024. Źródło: wsj.com

Problemem będzie tutaj nie tylko sama utrata okrętu (który będzie nadawać się albo do generalnego remontu, albo do złomowania). Rzecz w tym, że przypuszczalnie miał on na pokładzie paliwo jądrowe. Co z kolei grozi zanieczyszczeniem Jangcy – głównej rzeki północnych Chin.

Nikt nic nie widział (a zwłaszcza – nie słyszał)?

Trzeba oddać honor chińskim władzom i dowództwu floty Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Choć jej okrętom zdarzają się awarie w „rosyjskim” stylu, zaś przemysłowa kontrola jakości oraz kultura techniczna personelu zdają się pozostawiać nieco do życzenia, to w jednym są one bezkonkurencyjne. W tym mianowicie, jak zatuszowały sprawę. Mają w tym zresztą ogromną praktykę.

Blokada informacyjna, jaką zaordynowano, jak na skalę incydentu była wręcz zaskakująco skuteczna. Aż do teraz bowiem – cztery i pół miesiąca później – prawie nic bowiem o sprawie nie było słychać. Zaś sprawa przedostała się do szerszego audytorium dopiero w wyniku „przecieku” (realnego lub udawanego) anonimowego amerykańskiego oficjela dla dziennika Wall Street Journal.

Mowa o szerszym audytorium – są bowiem obserwatorzy, którzy twierdzą, że o sprawie informowali już wcześniej. I to już w lipcu. Chodzi tutaj najpewniej o źródła z kręgów „zbliżonych do dobrze poinformowanych” przedstawicieli indyjskiej floty – a zatem, być może, o przeciek o charakterze półoficjalnym.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz