Transformersi czyhają za rogiem? Samochód elektryczny „uprowadził” właściciela

Jeśli ktoś jest fanem inteligentnych przedmiotów, nie może nie wzruszyć go najnowszy przejaw błyskotliwej inteligencji, jaką wykazał się pewien samochód elektryczny ze Szkocji. Ten bowiem najwyraźniej znudził się swoją rolą jako służebnego środka transportu i „wybrał wolność” – odjeżdżając w sobie znanym kierunku. Ze swoim właścicielem w środku.

Kupujcie samochody elektryczne! Lepsze, bardziej niezawodne, wcale nie płonące przy byle okazji i w ogóle nie uzależnione od ciągłego dostępu do infrastruktury ładującej! Nie wierzycie? No co wy, przecież tak twierdzi multum rządów, organizacji, korporacji oraz miliarderów z całego świata – a oni przecież nie wciskaliby tzw. kitu. prawda…

Niby co jakiś czas zdarza się incydent, który – całkowicie bezzasadnie, rzecz jasna – rzuca cień wątpliwości na prawdomówność powyższych (a czasem nawet nasuwa niedyplomatyczne pytania, czy powyższe grono aby na pewno kieruje się waszym interesem, a nie swoim własnym?). Ale, jak chce klasyk, na cóż drążyć temat? Elektryki są lepsze i już!

Zobacz też: Zakład recyklingu baterii może nie powstać. Przez opóźnienia biurokratyczne firma szuka nowego miejsca

Zew wolności

Najnowszy przykład to potwierdzający pochodzi ze Szkocji i miał miejsce w weekend. Niejaki Brian Morrison w niedzielny wieczór planował w spokoju wrócić sobie z pracy do domu. Planował – samochód bowiem, jak się okazało, miał własne plany. Dzięki nim pan Morrison spędził wieczór z tchem zapartym w piersiach i przeżył niezapomnianą przygodę. Ot, a gdyby kupił benzyniaka – wszystko to by go ominęło.

Zaczęło się od tego, że pan Morrison, lat 53 i zamieszkały w Kirkintilloch, obok Glasgow, wsiadł do swojego nowiutkiego MG ZS – właśnie takiego, jakich używanie planuje wymusić brytyjski rząd na swoich poddanych do 2035 roku. Mało emocjonująca podróż ulicami nocnego Glasgow już wkrótce stała się znacznie bardziej pasjonująca. Samochód bowiem uznał, że poradzi sobie sam i niepotrzebne mu wskazówki ze strony kierowcy, wskutek czego przestał reagować na polecenia właściciela.

Zobacz też: PYUSD od Paypala z niespodziankami (?), czyli co zawiera kod arcyshitcoina

Czy próbował pan wyłączyć i włączyć samochód?

Ten konkretny pojazd w swoim poprzednim wcieleniu musiał być zapewne urzędową pieczątką albo przyciskiem do papieru, jego droga do wolności nie przypominała bowiem dramatycznego, filmowego wyścigu, lecz flegmatyczny spacerek po parku. Sumiennie utrzymywał bowiem prędkość 30 mil (48 kilometrów) na godzinę.

Takie tempo nie urywało co prawda głowy przechodniom, jednak skutecznie uniemożliwiło panu Morrisonowi ewentualne próby opuszczenia cieszącego się swoją swobodą samochodu (jak wspomniano, cierpi on na niesprecyzowane „mobility issues”). Skonfundowany i bardziej niż lekko zaniepokojony, zdołał się skontaktować ze szkocką policją. Patrol tejże, który go dogonił, usiłował – po przekazaniu mu elektronicznego klucza do samochodu – próbował wyłączyć automobila–wolnomyśliciela dokładnie w ten sam sposób, w jaki sposób bez powodzenia usiłował właściciel.

Ostatecznie skończyło się na tym, że przesiadł się on – cały czas w drodze – do policyjnego vana, mechanicznemu bohaterowi na czterech kółkach zaś, który zwolnił nieco na drodze pod górkę, pozwolono zderzyć się z innym, postawionym mu na drodze wozem.

Zobacz też: BASF sprzedaje spółki zależne, w tym potentata energetycznego

Error 404

Po incydencie zaroiło się podmiotów, które pochwaliły się, że „badają incydent” – prócz organów urzędowych dołączył do tego grona producent oraz ubezpieczyciel. Ten pierwszy stwierdził, że traktuje sprawę „bardzo poważnie” (czy którykolwiek producent oświadczył kiedykolwiek co innego…?), ten drugi natomiast jest tak zajęty badaniem, że aż zapomniał wspomnieć o kwestii pokrycia szkód.

Kompetentny personel, który badał potem sprawę, podłączywszy sprzęt do kontroli diagnostycznej natknął się w oprogramowaniu zbuntowanego samochodu na całe strony błędów. Po zobaczeniu wyniku personel ten stwierdził, że nigdy czegoś takiego nie widział, podobnie jak policja.

W związku z tym, że nie było ochotników, którzy podjęliby się ryzyka ponownego włączenia samochodu, został on odholowany. Pan Morrison zaś ma podobno opory, by zasiąść za sterami innego wozu elektrycznego.

Zobacz też: Exit scam w Darknecie. Platforma handlowa zniknęła – ze środkami użytkowników

Technologia przyszłości

W ramach przynajmniej częściowo poważnego morału owego incydentu, warto zdać sobie sprawę, że podobne sytuacje – których „nigdy wcześniej nie widzieliśmy” – są w istocie oczywistą konsekwencją świadomej decyzji (mniejsza o to, z czego wynikającej), by odejść od mechaniczno-analogowych układów sterujących i kierowanie pojazdami uzależnić od oprogramowania oraz komputerów (cywilnych, dodajmy).

Oprogramowaniu i komputerom, które na przestrzeni kilku dekad użytkowania i doświadczeń udowodniły, że potrafią się zawiesić, zamulić, zaciąć etc. (oj potrafią, i to jeszcze jak…). To oczywiście nie umniejsza ich roli, jaką pełnią w życiu, i możliwości, jakie oferują. Warto jednak o tym pamiętać, gdy powierza się technologiom rodem z PC-tów i telefonów sterowanie wielotonowymi machinami, których sposób operowania wyklucza naciśnięcie przycisku „reset” czy czekanie, aż dany program łaskawie się załaduje.

Być może zatem nie od rzeczy będzie przyznanie, że – przy wszystkich dobrodziejstwach rozwoju elektroniki ostatnich lat – prymitywna mechanika czy hydraulika również mają swoją niszę, zaś ich wymuszane zastępowanie rozwiązaniami w oczywisty sposób bardziej zawodnymi może prowadzić właśnie do podobnych historii?

Może Cię zainteresować:

Evkatastrofaproducent samochodówsamochódSamochodySamochody elektryczneWielka Brytanawypadek
Komentarze (0)
Dodaj komentarz