Bank Centralny Libii po raz kolejny w ciągu dwóch tygodni przestał funkcjonować. Tym razem okazało się, że wprowadzony siłowo nowy zarząd nie ma ani pracowników, ani – co najważniejsze – haseł do systemu bankowego. I nie wie, co z tym zrobić.
Temat Libii może niektórym P.T. Czytelnikom potencjalnie się sprzykrzyć. Ile bowiem można czytać o godnych tragikomedii przygodach tamtejszego systemu finansowego? Jednak skala absurdy, która dzień po dniu wybrzmiewa z płynących stamtąd doniesień, wręcz domaga się uwag.
Raptem wczoraj wygrzmiała na rynkach ropy wiadomość o wstrzymaniu tamtejszego eksportu naftowego, zaś ledwie przed tygodniem dyskusja polityczna o obsadzie stanowisk w Banku Centralnym Libii nabrała charakteru zbrojnego porwania (skądinąd architekci tegoż nadal pozostają anonimowe).
Pieniądze z ropy będą nasze!
Wszystko to – z powodu zaciekłego sporu o kontrolę nad wspomnianym bankiem centralnym. O tą walczą „wschodni” i „zachodni” rząd Libii. Warto dodać, wyłącznie o obszary realnych wpływów, nie o afiliacje geopolityczne.
Powodem tegoż jest fakt, że zgodnie z obowiązującymi (przynajmniej na papierze) porozumieniami, należności za eksport ropy – czyli podstawowe źródło przychodów Libii – odbiera właśnie Bank Centralny Libii. Ergo, kto kontroluje ów Bank, ten trzyma rękę na naftowym skarbcu.
Mając to na względzie, Abd Al-Hamid Dbeibah, premier „zachodniego” Rządu Jedności Narodowej (GNU) – słabszego, choć uznanego międzynarodowo – czynił starania, by obsadzić bank swym nominatem. Wykorzystał fakt, że Bank Centralny znajduje się w Trypolisie – „jego” strefie terytorialnej.
Prezes Banku, Sadik Ak-Kabir cieszy się z kolei poparciem „wschodniego” rządu, a przede wszystkim marszałka Halify Chaftara i Libijskiej Armii Narodowej. Jako taki, uznał przeforsowaną przez premiera decyzję za bezprawną i odmówił podporządkowania się jej.
Spakować bank centralny do walizki i wywieźć…
Pierwsza próba siłowego przejęcia banku przez rząd GNU zakończyła się komicznie – ochrona Banku „załatwiła odmownie” policjantów i urzędników, goniąc im tzw. kota. Dziś nowemu zarządowi, pod kierownictwem Abd Al-Fataha Ghaffara, nareszcie udało się wejść do gmachu.
Zastali jednak Bank Centralny w stanie opustoszałym. Bez pracowników, dokumentów i sprzętu. A przede wszystkim – bez pomysłu, w jaki sposób właściwie mieliby się dostać do funduszy, które kraj uzyskuje ze sprzedaży ropy. Przecież system ten, jak wszystko, jest dziś elektroniczny.
No i tu nastąpiła zagwozdka, bowiem nowa ekipa nie miała do tegoż haseł dostępu. Nie mając lepszego pomysłu, nowy tymczasowy prezes Ghaffar wystąpił w telewizji, surowo żądając od… w istocie od kogokolwiek, by podał mu hasła do systemu.
Oczywiście pan Ak-Kabir, który wciąż uważa się za prawowitego prezesa, na apel nie odpowiedział. Skądinąd nikt (a przynajmniej nikt z kręgów rządu GNU) nie orientuje się, gdzie ów w tym momencie przebywa. Choć nie będzie szokował domysł, że najpewniej gdzieś na terenie LNA.
Naturalnie – razem z hasłami, a być może i serwerami banku.