Holenderski minister finansów Eelco Heinen ma problem. Jego kraj, który jeszcze niedawno uchodził za europejską oazę dla fintechów, zaczyna je lawinowo tracić. Powód? Radykalne ograniczenia w wypłacaniu premii. W Niderlandach pracownicy sektora finansowego mogą otrzymać bonus nie większy niż 20% rocznej pensji podstawowej. Brzmi jak przepis na stabilność, ale w praktyce stało się kulą u nogi dla startupów.
Holandia, co Ty robisz? Fintechowy exodus nabiera tempa
„Firmy nie chcą się tu osiedlać, nie inwestują, a część już się wynosi. I najbardziej dotyczy to sektora fintech” – mówił Heinen w parlamencie. Dodaje, że banki i młode spółki mają ogromny problem ze ściąganiem specjalistów IT. Konkurencja poza sektorem finansowym oferuje im znacznie lepsze warunki.
Duże instytucje, jak ABN Amro czy ING, jeszcze jakoś sobie radzą, bo stać je na wysokie pensje podstawowe. Ale dla startupów, które zwykle kuszą pracowników atrakcyjnymi bonusami powiązanymi z sukcesem firmy, taki limit to wyrok. Efekt? Coraz więcej młodych projektów wybiera Londyn, Nowy Jork czy Hongkong. Amsterdam powoli traci blask europejskiej stolicy innowacji.
Co ciekawe, jeszcze w tym roku rząd rozważał złagodzenie limitów. Temat trafił na biurka urzędników, ale ostatecznie skończyło się na dyskusjach i żadnych zmianach. Teraz skutki widać gołym okiem. Talenty odpływają, a minister finansów nie kryje frustracji: „Nie mogę spać po nocach”.
Reszta Europy też nie ma lekko
Holandia to niejedyny kraj, który mierzy się z odpływem spółek technologicznych. Londyn od dawna narzeka na brak dużych debiutów giełdowych. IPO w Wielkiej Brytanii praktycznie stanęły, a kolejne firmy zamiast wybierać City, przenoszą się do Nowego Jorku. Raporty mówią, że w ostatnich latach już ponad 100 miliardów dolarów wartości londyńskich spółek uciekło na Wall Street.
Dla przykładu: szwedzki gigant Klarna właśnie wszedł na nowojorską giełdę. Powód? Lepsza płynność, wyższe wyceny i dużo większy apetyt inwestorów na fintechy. Holandia, patrząc na te ruchy, zaczyna przypominać ucznia, który sam ustawił sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Teraz stoi przed przeszkodą, nie potrafiąc jej przeskoczyć.
Czy Amsterdam straci swoje miejsce na mapie?
Jeszcze kilka lat temu mówiło się, że Amsterdam odbierze Londynowi palmę pierwszeństwa w europejskich finansach. Dziś to wizja, która blaknie w oczach. Jeśli rząd nie zmieni podejścia do premii, Holandia może obudzić się w świecie, w którym fintechy wybiorą inne adresy. Kraj z kolei pozostanie z łatką miejsca, gdzie innowacje duszą się w nudnych i niepraktycznych regulacjach.