W piątek przed południem tankowiec Annika, pod banderą niemiecką, stanął w płomieniach. Tankowiec znajdował się u wybrzeży Meklemburgii, w pobliżu turystycznego miasteczka Kühlungsborn, niedaleko Rostocku.
Płomienie pojawiły się około godz. 9 rano. Jak wynika z doniesień, przyczyną pożaru miała być eksplozja, na temat źródeł której jednak niewiele wiadomo. 73-metrowa jednostka przewoziła 640 ton ropy – czyli na szczęście stosunkowo niewiele.
Do akcji gaśniczej, którą zorganizowała Komenda ds. Operacji Ratunkowych w Cuxhaven, dyslokowano trzy jednostki gaśnicze. Prócz samego gaszenia płomieni miały one także polewać jej burty, aby schłodzić metalowe poszycie statku.
Do akcji zaangażowano także śmigłowce, którymi przerzucono na miejsce dodatkowe zespoły strażackie. Z pokładu Anniki miano ewakuować siedmioosobową załogę. Po południu, po tym, jak strażacy weszli na statek, pojawiły się informacje, że rozpoczęto holowanie jednostki w kierunku Lubeki.
Jej celem miały być tam barki paliwowe, na które najprawdopodobniej miano spróbować przepompować pozostałe w niej paliwo. Wieczorem jednostka miała zostać zakotwiczona w zatoce portu w Rostoku. Pożar oficjalnie opanowano, jednak jak wynika z usytuowania jednostek, tankowiec cały czas przebywać ma w towarzystwie jednostek ratowniczych.