Szał na rynku, meteoryczne wzrosty, akcje o 40% w górę. Nieprawdopodobny wynik kluczowych wyborów

W parlamentarnych wyborach cząstkowych, które odbyły się w niedzielę w Argentynie, wyraźne zwycięstwo odniosło ugrupowanie prezydenta Javiera Milei. Z uwagi na splot okoliczności wybory te były daleko ważniejsze niż to z reguły bywa w przypadku elekcji cząstkowych – i okazały się także znacząco bardziej doniosłe niż niemal wszyscy się spodziewali. Z dużym marginesem pewności określiły bowiem, w jakim kierunku zmieniać się będzie cała Argentyna. Rynek – jeszcze niedawno przerażony – zareagował wybuchem entuzjazmu.

Śródkadencyjne wybory cząstkowe (z angielska określane jako midterms elections) służyć miały wyłonieniu połowy składu niższej izby argentyńskiego parlamentu (Izby Deputowanych) oraz jednej trzeciej wyższej (Senatu). Ich nieproporcjonalnie duże znaczenie wynikało z sytuacji politycznej i gospodarczej, w jakiej znalazła się Argentyna w ostatnich miesiącach. Jak wiadomo, wybory prezydenckie w 2023 roku mocno niespodziewanie wygrał libertarianin Javier Milei, obiecując szeroko zakrojone reformy ekonomiczne i administracyjne, radykalne uwolnienie gospodarki, liberalizację i odbiurokratyzowanie.

Jakie wyglądają efekty? Reformy – choć największe i najradykalniejsze od dekad, i mimo że w niektórych obszarach przyniosły sukces – wdrażane są z ogromnym, przemożnym trudem. Skądinąd samo to, że są choć częściowo realizowane, zakrawa na pewne nieprawdopodobieństwo. Nie chodzi tutaj o same problemy gospodarcze kraju czy zagrożenie dla budżetu i waluty – to bowiem stanowi już tam niemal codzienność – co fakt, że wszystkie te, często bolesne i bardzo niepopularne zmiany rząd prezydenta Milei wdrażał nie z pomocą, a przy wyraźnej opozycji parlamentu.

Znowu, w koło, to samo…?

Tam bowiem, pomimo sojuszu z centroprawicowym ugrupowaniem b. prezydenta Mauricio Macriego, sumaryczną większość miała opozycja. Co więcej, niewiele wskazywało, że stan ten się zmieni, a nawet wprost przeciwnie. Niedawne wybory lokalne w stołecznej prowincji Buenos Aires okazały się bowiem katastrofą dla prezydenta, które on i cała koalicja jego sojuszników przegrała z głównym ugrupowaniem opozycji, rządzącym od dekad socjalno-populistycznym ruchem peronistowskim, o niemal 15%. Badania opinii publicznej wskazywały, że scenariusz ten może powtórzyć się na skalę krajową.

Ten scenariusz wywołał w ostatnich tygodniach wręcz panikę na rynkach, które uznały, że oto Argentyna, po efemerycznej próbie reform Milei, wraca do „standardu” znanego z ubiegłych dekad. Czyli etatyzmu, rozrostu biurokracji, administracyjnej kontroli nad gospodarką, wiecznym drukowaniem pieniędzy bez pokrycia oraz regularnymi bankructwami skarbu państwa. Wywołało to wręcz załamanie peso, i zmusiło rząd Milei do desperackich prób ratunku. Ten – w formie pakietu ratunkowego wartego 40 mld. dol. – udało się wyjednać w USA, w związku z faktem, że Biały Dom sympatyzuje z Mieli i jego reformami.

Tym niemniej Donald Trump wyraźnie zapowiedział, że wsparcie to otrzymał tylko Javier Milei, i tylko w związku z nadziejami, jakie rozbudziły jego reformy – dodając, że jeśli do władzy znów wrócą peroniści, o jakiejkolwiek pomocy Argentyna może zapomnieć. Ci ostatni zresztą wcale jej nie chcieli, zamiast tego preferując zwodniczo dostępne kredyty z Chin, którymi Pekin kusi wiele krajów świata. Na razie jednak Argentyna z nich nie skorzysta – okazało się bowiem, że panika, którą zapoczątkowały rynki, zdała się udzielić wielu argentyńskim wyborcom, mimo drożyzny i zmęczenia.

Nieodgadnione wyroki elektoratu

W niedzielnych wyborach cząstkowych zwolennicy Mliei odnieśli bowiem większy sukces, niż się tego spodziewali. Libertariańskie ugrupowanie prezydenta, La Libertad Avanza (LLA), uzyskało niemal 41% głosów. Dotąd partia ta, jako relatywny nowicjusz na argentyńskiej scenie politycznej, miała zaledwie 15% głosów w Izbie Deputowanych i 10% w Senacie. Co najważniejsze dla Milei, jego zwolennicy uzyskają teraz więcej niż 1/3 mandatów w izbie niższej (samodzielnie) oraz w wyższej (wraz z sojusznikami). Pozwoli im to podtrzymywać weta prezydenckie wobec aktów parlamentu, na które dotąd był narażony.

Za przegranego wyborów może uważać się lewicująca koalicja Fuerza Patria, reprezentująca ruch peronistyczny. Tym bardziej, że wspomniane wybory lokalne w Buenos Aires bardzo rozbudziły apetyty jej polityków – a teraz przegrała również i tam. Uzyskała bowiem raptem 24,5 głosów, zaś doliczając jej sojuszników – niewiele ponad 31,5%, i musi pogodzić się ze znacznie zredukowanym wypływem w parlamencie. Z innych frakcji, 7% uzyskało ugrupowanie Provincias Unidas, reprezentujące stronnictwa regionalne i gubernatorów prowincji, zaś ok. 20% – mniejsze partie polityczne.

Argentyna na nowym-starym kursie

Wynik wyborczy jest ogromnym impulsem dla Milei, tym bardziej, że bardzo niespodziewanym. Obserwatorzy zastanawiali się raczej, czy w wyniku wyborów prezydent zachowa jakąkolwiek zdolność do wprowadzania zmian, czy też przez pozostałe dwa lata jego kadencji będzie „dryfował”. Teraz, co nader rzadko spotykane, jego pozycja będzie znacznie silniejsza w drugiej części kadencji niż była w toku pierwszej. Można się także spodziewać, że podejmie on teraz próby forsowania reform, których wcześniej, z uwagi na opór polityczny, nie był w stanie (np. głębsze cięcia w wydatkach socjalnych).

Tak też odczytały to rynki finansowe. Po ogłoszeniu wyników wyborów w niedzielę wieczorem, w ciągu poniedziałku notowania argentyńskich akcji odnotowały meteoryczne wzrosty, przekraczające 40% – a w niektórych przypadkach sięgające 50%. Argentyńskie obligacje skarbowe, denominowane w dolarach, zyskały natomiast 24% w wyniku ożywienia optymizmu inwestorów. Pośród tych ostatnich jest też administracja Trumpa, która „zainwestowała” w pakiet ratunkowy dla Milei (z którego przed wyborami zdązono przekazać, w formie kredytów i zakupu waluty, 20 miliardów dolarów).

Komentatorzy, a także sam Milei, w dużej mierze przypisują tej pomocy kluczowe znaczenie w zażegnaniu załamania peso przed wyborami, a co za tym idzie – w przemożny sposób wpłynięcie na ich wynik. „Inwestycja” z Waszyngtonu ma też znaczenie polityczne, i oddala perspektywę, w której Argentyna, w ślad za innymi krajami Ameryki Łacińskiej, z którymi USA przeżywają ostatnio lodowate relacje (na czele z Brazylią), zacieśni współpracę z Chinami.