„Święte krowy” zapłacą – specjalna danina od banków, żeby sfinansować zbrojenia

Rząd Łotwy przyjął nowe propozycje podatkowe. Dotyczą one specjalnego podatku, którym wyróżniony zostanie sektor finansowy. Banki, bo głównie o nie chodzi, będą musiały się zrzucić na finansowanie zbrojeń kraju. A te wymusza rosyjskie zagrożenie, w cieniu którego znajduje się Łotwa.

Nowo nałożony na branżę finansową podatek oficjalnie nazwano przywołującym ból zębów mianem „kontrybucji solidarnościowej”. Obowiązywać ma przez trzy lata, i naliczany będzie od dochodów odsetkowych netto. Wedle szacunków łotewskiego ministerstwa finansów, miałby on przynieść do budżetu państwa 93 miliony euro w 2025 roku. W następnych latach, w 2026 i 2027 r. kwota ta wyniosłaby to około 85 milionów euro.

Niby niewiele, biorąc pod uwagę koszty nowoczesnego uzbrojenia – jednak łotewskiej armii przyda się każdy grosz. Siły zbrojne tego kraju podarowały procentowo wielką część swojego sprzętu wojskom ukraińskim. I nawet jeśli dość nieliczna łotewska armia nie ma w swym składzie dużych formacji pancerno-zmechanizowanych czy nowoczesnych samolotów bojowych, to w dalszym ciągu z mozołem, i na miarę swoich możliwości, rozbudowuje swój potencjał w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej, systemów rozpoznania czy łączności. Co oczywiście kosztuje.

Ciekawe że podatek wymierzono właśnie w sektor finansowy, z reguły tak dobrze „skomunikowany” lobbystycznie z establishmentem politycznym. Fakt, że łotewskie banki zaznają przywileju sfinansowania zwiększonych wydatków na obronę i uzbrojenie nie jest może zupełnie nietypowy. W UE jednak częstsza była sytuacja przeciwna – w której to banki traktowano jako tytułowe „święte krowy”. I do finansowania których, w ramach niesławnych bail-out’ów, rządy zmuszały podatników.

Łotwa i jej „przyjazny” sąsiad

Łotwa, podobnie jak pozostałe kraje bałtyckie, jest w obiektywnie nieciekawym położeniu pod względem bezpieczeństwa. Groźba rosyjskiej agresji od czasu najazdu Rosji na Ukrainę dawno nie wydawała się tak realna. Oczywiście, Łotwa jest w NATO, do którego rosyjski dmuchany potencjał militarny nie przystaje. Mimo to, opieranie swego niepodległego istnienia na spełnieniu przez sojuszników ich deklaracji jest, jak wiadomo z historii, położeniem niepewnym i bardzo niewygodnym.

W tym kontekście warto zauważyć, że otwarta, bezczelna agresja zbrojna ze strony Rosji to niejedyne zagrożenie dla Łotyszy. Są nim także potencjalne działania „asymetryczne”, czyli połączenie operacji specjalnych, państwowego terroryzmu oraz kampanii propagandowej. W tym scenariuszu (który już kilkukrotnie przerabiano w innych krajach) Kreml mógłby usiłować przejąć kontrolę nad Łotwą, doprowadzając w tym kraju do chaosu – ale bez przekraczania progu jawnego najazdu.

W tym scenariuszu dużo większe byłoby prawdopodobieństwo, że niektórzy z drogich sojuszników usiłowaliby znaleźć polityczny sposób, by móc uniknąć spełnienia natowskich powinności. Chodzi tu oczywiście zwłaszcza o tych, którym w ostatnich dekadach bardzo podobała się współpraca z Rosją ponad głowami sąsiadów [Guten Morgen… – przyp. aut.]. Na podobny przypadek – w sytuacji, przykładowo, pseudo-spontanicznego „buntu rosyjskiej mniejszości” – Łotwa również musi być gotowa. I być w stanie zbrojnie z nim sobie poradzić.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz