To już nie są tylko plotki czy niepotwierdzone przecieki. Nissan oficjalnie potwierdził, że tysiące kolejnych osób traci pracę, a siedem fabryk na świecie kończy działalność. I choć nie podano jeszcze, które konkretnie lokalizacje znikną z mapy, niepewność wisi w powietrzu, zwłaszcza w Europie. Czy to początek końca motoryzacyjnego giganta?
Nissan tonie głębiej. Tysiące ludzi na wylocie, fabryki do zamknięcia. Co dalej?
Wszystkie oczy zwrócone są dziś na Sunderland. I nie chodzi o klub piłkarski a potężny brytyjski zakład, który zatrudnia około 6 tysięcy ludzi. Na razie brak oficjalnych decyzji, ale rząd już zdążył zabrać głos, nazywając fabrykę kluczową dla północno-wschodniej Anglii i obiecując bliską współpracę z Nissanem. Brzmi dobrze? Być może. Ale jak to zwykle bywa, słowa to jedno, a niekiedy bezlitosne decyzje korporacyjne – drugie.
Szef Nissana, Ivan Espinosa, nie krył, że ostatni rok był dla firmy prawdziwą katastrofą. „Rosnące koszty i niepewna sytuacja na rynku” – tak podsumował ten czas. I dodał wprost: „To powinna być pobudka dla całego zespołu”. Słowa dość szorstkie, ale jak pokazuje historia, nie pierwsze i pewnie nie ostatnie.
Tym bardziej, że to już druga podobna fala zwolnień. W listopadzie Nissan informował o 9 tysiącach etatów do likwidacji i planie ograniczenia produkcji o 20%. Nic dziwnego, że mówi się o kryzysie, który dopiero się rozkręca.
Wielka fuzja nie wypaliła, inwestycje w elektryki skasowane
W lutym rozpadły się rozmowy o megafuzji z Hondą i Mitsubishi. 60 miliardów dolarów – na tyle wyceniano projekt, który miał stworzyć czwartego największego producenta samochodów na świecie. „Nie udało się dojść do porozumienia” – brzmi oficjalny komunikat. Krótko, sucho, jakby była to nic nieznacząca formalność. A to być może była wielka szansa na ratunek.
Nissan dokręca też śrubę inwestycjom. Firma wycofała się z planów budowy fabryki baterii i aut elektrycznych w Japonii. I trudno się dziwić, skoro zamknęła rok z gigantyczną stratą 670 miliardów jenów, czyli jakieś 4,5 miliarda dolarów.
Co dalej? Tu zapada cisza. „Niepewność związana z cłami w USA nie pozwala nam przewidzieć, co przyniesie przyszłość” – słyszymy z gabinetów zarządu. Brzmi to jak typowa korporacyjna zasłona dymna. Bo prawda jest taka, że dziś rzeczywiście nie wie, co czeka Nissana. Przed gigantem kluczowe miesiące. Być może o „być albo nie być”.